sobota, 30 maja 2015

Rozdział 26 " Na śmierć i życie... "

_Oczami Nik_
Siedziałam teraz w szkole i czekałam na kolejną, ostatnią już, poniedziałkową lekcje. Aramis się dziś nie zjawił. Za to Ness praktycznie cały czas spędza z Lucasem. Pozbierał się po mojej "niespodziance". Nikt, prócz tych którzy byli na grillu nie wie. Renesmee prosiła, żeby była to tajemnica. Taki sekret może zrujnować "popularność" Lucasa. Pff... Chętnie wykrzyczałabym to wszystkim dookoła, ale nie mam siły. Cały czas o nim myślę. Może dać mu szansę? Może warto spróbować? Co mi szko...
- Hej! - przywitał mnie czyiś radosny głos. Spojrzałam w górę. Nade mną stał wesoły blondyn. Uśmiechał się od ucha do ucha.
- Cześć. - uśmiechnęłam się delikatnie. Niall zajął miejsce na ławce, tuż obok mnie.
- Co ty taka smutna? - zapytał.
- Wydaje ci się... - czy oni już o wszystkim wiedzą?! - Jak się czuje Louis? - zapytałam, chcąc zmienić bieg rozmowy.
- O wiele lepiej. Wypoczął, Liam z nim został.
- Nialler!!! - w naszą stronę zmierzał Harry z bananem w jednej ręce i sokiem w drugiej. - Mam ten twój sok!
- Oo świetnie! - ucieszył się blondyn, wyciągając ręce do Harry'ego. Harry szybko cofnął butelkę.
- A a a! - pogroził mu bananem przed nosem. - Co się mówi?
- Oddaj sok. - Niall wstał.
- A coś innego? - loczek wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Dawaj sok.
- Magiczne słowo?
- Abrakadabra. - Niall próbował wyrwać przyjacielowi butelkę.
- Coś innego?
- Oddawaj chamie niemyty mój sok!!! - skorzystałam z okazji, zaszłam Harry'ego od tyłu i wyrwałam mu obiekt pożądania.
- Dzięk... - zaczął Niall, ale nie skończył, widząc że upijam łyk soku. - Ej! - podszedł do mnie.
- Jabłkowy. - pokiwałam z uznaniem głową. - Smakuje jak siki. - zapewniłam Niall'a i oddałam mu butelkę.
- Przecież miał być wiśniow... Zayn! - zawołał blondyn. Spojrzałam za siebie. Zayn szedł w naszą stronę pijąc sok wiśniowy. - Mój to!! - krzyknął i podbiegł do mulata, wyrywając mu butelkę. Jednym susem wypił całą jej zawartość i oddał przyjacielowi pustą butelkę. Szczęśliwy wszedł do klasy.
- Niaaaaaaaaall..... - Zayn poszedł za nim. W tej chwili zabrzmiał dzwonek. Razem z Harry'm podążyłam za nimi. Okazało się, że nie będzie zwykłej lekcji, tylko zdjęcia. Przyjechał poroniony fotograf, który zrobi każdemu poronione zdjęcia. Świetnie! Lepiej być nie może!

*pół godziny później*

W kolejce stoję jeszcze tylko ja, Niall i Zayn. Harry szedł jako pierwszy, bo uznał że musi zostać uwieczniony z bananem. Przed obiektywem pindrzył się właśnie Lucas.


 - Gdyby nie ta fatalna kamizelka mógłby zrobić furorę jako model.. - podsunął Harry, zagryzając kolejnego banana.  Skąd on je bierze?! - Nie ma kompletnie wyczucia stylu...
- Mówi to facet, który nosi babskie buty... - zauważył Zayn.
- Przechlapałeś sobie.. - rzekł Harry , zbliżając się do przyjaciela.
- Następny! - wydarł się fotograf. Dzięki Bogu. Gdyby nie on, ci dwoje za pewne by się posprzeczali. Tylko złamanych nosów tu brakuje... Zayn i Niall postanowili zrobić sobie zdjęcie razem. Cóż.. dziwnie to wyglądało...


Po raz kolejny doszłam do wniosku, że to kompletni idioci. Ale pozytywni idioci. Co robić? Dziwnie jest się do tego przyznawać, ale tylko oni mi zostali. Niby między mną a Ness jest dobrze, ale to nadal nie to co przedtem. Jest inaczej. Zapomniała kim tak naprawdę jest. Udaje. Po prostu udaje. W końcu przyszła kolej na mnie. Nie miałam ochoty się uśmiechnąć. Jestem pewna, że wyszłabym na tych zdjęciach jak ponury trup, gdyby nie Niall, Zayn i Harry, którzy robili głupie miny. Zaczęłam szczerze się śmiać i przez następne 10 minut nie mogłam przestać. Pożegnałam się z nimi przy wyjściu ze szkoły. Wymieniliśmy się także numerami telefonów. Podążyłam w stronę samochodu.
- Hej. - rzuciłam do wujka Edwarda i zajęłam miejsce obok niego.
- Hej, hej. - odpowiedział. Czekaliśmy jeszcze z dobre 5 minut na Renesmee. Wreszcie się pojawiła. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi wujek powiedział stanowcze: - Nie!
- Ale tato... - zaczęła marudzić moja kuzynka. O co im chodzi?
- Nie!
- Przepraszam bardzo! - przerwałam. - Nie wszyscy tu maja nadprzyrodzone talenty. O co wam chodzi co?
- O nic! - żachnęła się Ness. Spojrzałam pytająco na wujka, ale ten chyba też nie miał zamiaru mi odpowiedzieć.
- Super! - warknęłam. Dojechaliśmy do domu w milczeniu. Na werandzie babcia witała sie z trzema postaciami. Zayn, Harry, Niall. - Prześladujecie mnie? - zapytałam, przystając. Odwrócili się w moja stronę.
- Twój wujek zaprosił nas na wieczór horrorów. - uśmiechnął się szeroko Harry.
- Emmett Cullen!!! - wydarłam się, omijając ich i wchodząc do domu. Uśmiechnięty siedział na schodach. Rzuciłam się na niego, ciągnąc za włosy.
- Podpadasz... - powiedział, dalej się uśmiechając. Natychmiast się odsunęłam. - Myślałem, że ich lubisz. - odparł chyba poważnie.
- Bo lubię, ale mam dzisiaj zrąbany humor. Ty i oni to mieszanka wybuchowa! - wskazałam na trójkę gości.
- Nie przesadzaj.. Reszta idzie dziś na polowanie, twój ojciec też gdzieś lezie z resztą watahy, więc chata jest nasza. - zrezygnowałam i poszłam do swojego pokoju. Przez 4 godziny próbowałam się skupić na lekcjach, jednak coś mi nie pozwalało. Krzyki z dołu.
- Zamknąć się tam!!! - krzyknęłam już chyba siedemdziesiąty dziewiąty raz z rzędu. Ile można?! W końcu zgłodniałam i zdecydowałam zejść na dół coś zjeść. Weszłam do kuchni po jabłko i zerknęłam do salonu. Na podłodze walał się popcorn, a cała czwórka siedziała i gapiła się w telewizor. - Silent Hill... - mruknęłam, spoglądając na ekran. Dawno tego nie oglądałam. Usiadłam na kanapie. Z przykrością muszę stwierdzić, że kilka razy naprawdę się przestraszyłam. Po dwóch godzinach miałam dość. Poszłam się wykąpać i położyć. Nawet nie wiadomo kiedy zapadłam w głęboki sen. Nie tyle sen, co koszmar. Śnił mi się ciemny las. Biegłam i nie mogłam zaczerpnąć tchu. Zamarłam, gdy zobaczyłam, że coś przede mną się porusza. Ten ktoś dziwnie się pochylała nad.. nad ludzkim, zmasakrowanym ciałem. Gdy tylko nieznajomy podniósł głowę, rozpoznałam go. To był Aramis. Po wargach spływała mu krew. Spojrzał na mnie i szybko wstał. Potem tylko uśmiechnął się i rzucił się na mnie. Czułam jak zatapia we mnie swoje kły. I wtedy obudziłam się z wrzaskiem. Byłam cała mokra. Płakałam i nie mogłam powstrzymać łez. Do mojego pokoju wpadł rozczochrany Zayn.
- Co się dzieje? - wydyszał, siadając na łóżku.
- Zły sen.. - wymamrotałam. - To tylko zły sen...
- Trzymaj. - podał mi szklankę wody. Upiłam łyk. - Lepiej?
- Tak. Dzięki. - odpowiedziałam, odstawiając szklankę na stolik. Mocniej opatuliłam się kołdrą. - Chłodno tu. Podasz mi koc? - wskazałam fotel, na którym leżał koc. Bez słowa wstał, rozwinął go i okrył mnie nim.
- Spróbuj zasnąć. - uśmiechnął się.
- Nie dam rady... - byłam tego pewna. - Zayn...
- Tak? - nie odrywał ode mnie wzroku.
- Możesz.. Możesz ze mną zostać? - zapytałam cicho.
- Nie ma problemu. - usadowił się obok i przytulił mnie do siebie. - Już się nie bój. Jestem tu. - te słowa dźwięczały mi w uszach jeszcze przez kilka minut. Nie wiem jak, ani kiedy, ale odpłynęłam. Rano, gdy się obudziłam Zayn leżał obok. Szybko zeszłam z łóżka i podeszłam do biurka. Leżała na nim jakaś karteczka.

"Zwodzisz mnie? To o niego chodzi? Co do niego czujesz?
 Masz mnie za idiotę?! Kim dla ciebie jest, co? 
Widzę, że teraz dopiero rozpoczęła się prawdziwa walka. 
Na śmierć i życie... 
O ciebie."

                                                       ~A

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 25 " Nie ignoruj mnie!"

_Oczami Niki_

Szczerze mówiąc, to trochę się zasiedziałam. Tata dzwonił chyba z dziesięć razy. W końcu poprosiłam Liam'a, żeby wyrysował mi te świecące drzwi. Wypadłam tuż obok łóżka w swoim pokoju. Chyba wypada ich poinformować, że wróciłam.
- Jestem!!! - wydarłam się tak, jak najgłośniej umiałam.
- Nie jesteśmy głusi!!! - odpowiedział mi równie głośny krzyk wujka Emmetta. No pewnie. Jemu to się wolno drzeć, ale jak ja zacznę - to źle. Postanowiłam zejść na dół. Gdy tylko otworzyłam drzwi, ukazał mi się mój drogi ojczulek, opierający się o futrynę.
- Długo tu stoisz? - zapytałam, przewracając oczami.
- Wystarczająco... - odpowiedział.
- Bo akurat mi to dużo mówi.
- Nie pyskuj. Dzwoniłem do ciebie kilka razy. Za każdym razem było "Zaraz będę". Pierwszy telefon wykonałem o 14.21. Jest 17:13, jak się wytłumaczysz?
- Ugh.. - westchnęłam. - Po pierwsze: Nie jestem małą dziewczynką! Po drugie: Umiem o siebie zadbać. Po trzecie: Nie piję, nie palę, nie ćpam. Po czwarte: Chyba mam prawo spędzić czas z przyjaciółmi, prawda? Pragnę wspomnieć, że sam w młodości przysparzałeś dziadkowi kłopotów, całe noce chodziłeś po lasach z Sam'em i resztą. Dodatkowo brałeś udział w bitwach z wampirami, w jednej z nich zostałeś ranny...
- Dobra, dobra... - przerwał mi. - Tym razem wygrałaś. - Przepuścił mnie w drzwiach. Dumnie go wyminęłam, kierując się ku schodom.
- Tato? - zawołałam, spoglądając na niego.
- Taak?
- Zmieniłam hasło do laptopa, a telefon mam ze sobą. Nie poczytasz sobie.. - uśmiechnęłam się i zbiegłam na dół. Zajrzałam do salonu, gdzie leżał rozwalony wujek Emmett, a na fotelu wujek Jasper, czytający jakąś obszerną książkę.
- Buu! - aż podskoczyłam.
- Renesmee! - krzyknęłam. Ona tylko stała i głupkowato się uśmiechała.


- To moje imię. - potwierdziła.
- Czego chcesz? - zapytałam, wymijając ją i kierując się w stronę drugiego pokoju gościnnego.
- Miłe przywitanie. Nie ma co.
- Ha ha. Sugerujesz, że zasłużyłaś na coś innego?
- O co ci chodzi, co? - ruda podążyła za mną.
- Nie lubię tego idioty, nie wiem co w nim widzisz. Wykorzystuje twoją naiwność. I tyle. Hej mamo. - powiedziałam, widząc mamę, przeglądającą jakieś gazety.



- Hej słonko. - przeszłam dalej, wprost do biblioteki.
- Nie ignoruj mnie! - Renesmee złapała mnie za rękę. - Powiedz wszystko, co chcesz powiedzieć i daruj sobie te swoje cyrki, dobrze? - Odwróciłam się w jej stronę.
- Sama tego chciałaś... Najpierw facet puszcza ci oczko, po czym nabija się z ciebie przy wszystkich, mówi o tobie jak o ostatniej ofierze. Potem prawi komplementy. Na końcu PRZEZ INTERNET oświadcza ci, że cię kocha i chce z tobą być. Ty zgadzasz się poprzez "Ok". I oczywiście udajecie piękną, słodką, kochającą parę, podczas gdy tak naprawdę w ogóle się nie znacie. Amen. - wyrwałam się z jej uścisku.
- Mam dość. Dobrze, nie tolerujesz go, ale nie skazuj nas na wieczne kłótnie. Proszę Niki! Jesteśmy tu tylko dwie pamiętasz? - spojrzała na mnie swoimi proszącymi oczkami. - Zależy mi na nim. Tak bardzo, bardzo... Boli cię moje szczęście?
- Ugh.. nie. Ja tylko... Dobra! Ale nie licz, że będę miła dla tej przerośniętej małpy.
- Dziękuję! - rzuciła mi się na szyje. - Zapraszam cię dziś na kolacje, do nas do domu. Możesz zabrać kogoś ze sobą. Będzie Luc, ja, kilka osób ze szkoły i ty.
- Ha ha ha aha aha aha aaha haaa... - zaśmiałam się sztucznie. - Nie. - ucięłam krótko.
- Oj no proszę cię... Będziesz mogła mu docinać.. Zagramy w zbijaka... Będzie twarda piłka.
- Zgoda. - wyszczerzyłam się w uśmiechu. Jeśli istnieje jakaś okazja, by przywalić temu baranowi, z największą przyjemnością ją wykorzystam.

* 2 godziny później*

Tak jak mówiła Ness... Są "Przyjaciele" przerośniętej małpy. Grill, rozmowy i żałosne śmiechy tych plastikowych dziewczyn. Super. Lepiej być nie może. Wszystkie są wypindrzone, umalowane i wystrojone. Każda ma miniówkę, Ness ubrała suknię w kwiaty, a ja.. cóż.. wygodne jeansy, bluza z kapturem i kurtka. Tak właściwie to po cholerę mam się stroić?
- Dobra.. - odezwałam się po ok. 1,5 godziny milczenia. - Zaraz się rozpada, więc pora zagrać w zbijaka.
- Przecież nie będę grała w takim stroju! - oburzyła się jedna z plastikowych dam. Chyba Ella.
- Ja też nie! - dodała natychmiast Candy.
- Oj, dajcie spokój. - odezwał się Lucas, patrząc na mnie złośliwie. - Gramy. - odwzajemniłam chłodny uśmiech. Niech pożegna się z zębami.
Rozgrywka trwała już dobre pół godziny. Z niechęcią stwierdzam, że tam małpa potrafi grać. Ciągle łapie.
- Zaczyna padać! - wydarła się Ella. Lucas spojrzał w niebo, a ja wykorzystałam okazję i uderzyłam go piłką w... no  każdy wie gdzie. Zgiął się w pół, patrząc na mnie nienawistnie. Wszyscy zbiegli się wokół niego. Prócz mnie oczywiście. Stałam tak  i obserwowałam tą komedię.

- To ja już pójdę! - zawołałam i zadowolona z siebie podążyłam w kierunku domu. W połowie drogi usłyszałam jakiś szmer. Zawiał wiatr i poczułam znajomy mi zapach. - Czego chcesz? - zapytałam.
- Porozmawiać. Tylko porozmawiać. - Aramis zeskoczył z drzewa i wylądował tuż przede mną.
- Nie mamy o czym rozmawiać... - spojrzałam mu w oczy. Czerwone. Jadł niedawno.
- Nie zabijam ludzi stąd rozumiesz? Mój wujek mieszka w Azji. Co jakiś czas włamuje się do stacji krwiodawstwa i kradnie krew. Przesyła mi ją tylko po to, żebym już nie musiał zabijać...
 - Czy ty siebie słyszysz? - zapytałam. - Stacja krwiodawstwa. Ta krew mogła uratować komuś życie. Może nawet małemu, kilkumiesięcznemu dziecku. A ty tak po prostu oświadczasz, że ją wypijasz. Świetnie. Twoim zdaniem różni się to od zabijania? Moim zdaniem niewiele. - wyminęłam go i ruszyłam powoli ścieżką. Sama nie wiem czemu powoli. Chyba chciałam, żeby mnie dogonił. Ugh! Dominica ogarnij się! To zabójca!
- Musisz zgrywać bohaterkę? - dogonił mnie i chwycił za rękę. Nie wyrwałam się. Stanął naprzeciwko mnie. - Wiesz, ze natury nie zmienię. Chciałbym, ale nie potrafię. Czy możesz dać mi szanse? Chociaż  spróbuj.
- Ja... - zająknęłam się. W pewnym sensie ma racje. Przecież to jego natura. Żyje tak już kawał czasu. Sam nie zabija. Może przyczynia się do śmierci, ale w sposób jak najdelikatniejszy... - Nie wiem. - nie odrywałam od niego wzroku.
- Przemyśl to proszę. Niedługo znów się zobaczymy. - przytulił mnie delikatnie, po czym zniknął. I co ja mam teraz zrobić? Dać mu szanse?!
- Oho.. młoda... - spojrzałam w miejsce, z którego dochodził głos wujka Emmetta. - Jeśli twój ojciec się dowie ten twój przyjaciel zawiśnie. - dokończył, opierając się o drzewo.
- Nic nie powiesz!
- To zależy.
- Od czego? - westchnęłam.
- Czyj  jest telewizor?
- Twój.. - szepnęłam.
- Kto tu jest panem i władcą?
- Ty.
- No. To teraz podpadnij, a Jake się o wszystkim dowie... - podszedł i objął mnie ramieniem. - Miło robi się z tobą interesy. - dodał i oboje ruszyliśmy w kierunku domu. Nawet nie miałam siły, żeby się z nim kłócić. Tylko jedna osoba zaprzątała mi głowę.

piątek, 15 maja 2015

LBA

Za nominację dziękuję Ruby Vine


Oto pytania:
1. Kto jest Twoim autorytetem? Uzasadnij swoją wypowiedź.
Hmm... Tak szczerze to się nigdy nad tym nie zastanawiałam, ale teraz myślę i stwierdzam iż mój tata. Jest to z pewnością osoba godna naśladowania. Mimo wszelkich problemów brnie przez życie z uśmiechem, zawsze potrafi mnie zrozumieć i pomóc.
2. Ostatnie książki, które przeczytałaś?
"Rywalki" i Dary Anioła
3. Którą książkową postać, chciałabyś przenieść do rzeczywistości, a potem ją poznać? Dlaczego?
Uuuu trudne pytanie.. Harry Potter? Tak. Zdecydowanie on. Głównie dlatego, że to chłopak który stracił rodziców, żyłby samotnie gdyby nie dwójka najlepszych przyjaciół. Imponował mi przede wszystkim odwagą i lojalnością.
4. Jak myślisz co zobaczyłabyś w Zwierciadle Ain Eingarp?
Nie mam zielonego pojęcia.
5. Pamiętasz swoje sny? Jeśli tak opisz najdziwniejszy, który do tej pory Ci się przyśnił.
Moje sny to jedna wielka zagadka. Jednym z tych dziwniejszych był taki, w którym siedziałam na swoim łóżku, a wokół mnie było pełno jadowitych węży. Brrr...
6. Masz swoje motto? Jeśli tak, zacytuj.
Nie posiadam
7. Gdybyś miała wybrać jedną, magiczną moc, jaką byś wybrała?
Latanie :D


Ja nominuję:






Oto pytania:
1. Skąd pomysł na bloga o takiej, a nie innej tematyce?
2. Jest w twoim życiu osoba, którą podziwiasz?
3. Podaj swoje dwie cechy. Jedną negatywną, drugą pozytywną.
4. Co wolisz? Filmy akcji, horrory, a może fantasy?
 5. Ulubiony piosenkarz/ zespół/ piosenkarka?
6. Jaki jest główny powód, dla którego piszesz?

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 24 "I gdzie ten Anioł?"

_Oczami Nik_

- Dobra.. - Niall wstał jako pierwszy. - To wy ją oprowadźcie, a ja....
- Pomożesz mi zanieść Louis'a do skrzydła szpitalnego. - dokończył Zayn.
- A potem... - wtrącił znów Niall.
- Tak, tak wiemy... - przerwał Liam. - Pójdziesz coś zjeść. - Niall żywo pokiwał głową. Chwycił Louis'a za ręce, zostawiając Zayn'owi nogi.
- To uwłacza mojej czci.. - szepnął ledwie dosłyszalnie Louis.
- Nie gadaj tyle, bo się zmęczysz.. - powiedział Liam i wskazał mi wielkie drzwi. - Panie przodem. - Opuściłam tą sale z niechęcią. Była cudowna. Szczerze mówiąc inaczej wyobrażałam sobie ten Instytut.
 Weszliśmy po schodach i skręciliśmy w prawo. Po lewej stronie było mnóstwo drzwi.
- Co tam jest? - zapytałam. Liam, który mi przewodził zatrzymał się.
- Pokoje gościnne. Nie sądzę, aby były interesujące. - uśmiechnął się. Zszedł bo krętych schodkach i pchnął niewielkie drzwi.- Zbrojownia.



- Czemu wszystko jest w gablotach? To jakaś wystawa?
- Te miecze, zbroje, sztylety są tu zbierane od 4000 lat. A ponieważ każdy Nocny Łowca ma swoją broń zazwyczaj do końca życia, musimy dbać o nasze dziedzictwo. - dodał i udał się do kolejnych drzwi.
- Sala tortur... Właściwie jej pozostałości.
- Pozostałości? - spojrzałam na niego pytająco.
- W tym Instytucie nie było nigdy sali tortur. Nikt nie pieści się z demonami. To pozostałości pierwszej sali przywiezione z Clawdtown. To ulubione miejsce Harry'ego. - wzdrygnęłam się lekko, po czym ruszyłam za Liam'em. Wyprowadził mnie krętymi uliczkami na górę.
- Przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy... - zobaczyłam przed sobą Harry'ego. - Jadalnia. - otworzył przede mną pozłacane drzwi. - Tu jemy.


- Wow! - wymsknęło mi się, na widok tej sali. - Ile was tu mieszka?
- Siedmiu. - rzekł Harry, skubiąc banana.
- Sześciu. - poprawił go Liam. - Kevin się nie liczy.
- Liczy! - spojrzał na niego loczek. - Louis go kocha!
- To! Nie go, tylko to!
- Chwila! - przerwałam im. - Kim do cholery jest Kevin?
- Plastikowy gołąb Louis'a, siedzący w arboretum. - spojrzał na mnie zrezygnowany brunet.
- Sześciu! - powiedziałam zdecydowanie, wymijając ich obu. - Gdzie teraz? - zapytałam rozglądając się po korytarzach.
- Tędy! - Harry ruszył przede mną.
- Pajac.. - syknął Liam, idąc równo ze mną. Weszliśmy na drugie piętro.
- Sypialnie..  - uśmiechnął się łobuzersko Harry i otworzył przede mną drzwi. Zerknęłam do środka. - Ta jest moja.
- Trochę.. dziewczęca... - powiedziałam najciszej  jak umiałam.
- Ej! - Harry uderzył mnie lekko w głowę. - To styl z XIX wieku! Brak ci gustu...
- Dobra.. dobra... bogato tu.
- Już lepiej. Idziemy dalej. - przeszliśmy kawałek. - Pokój Niallera.


- Chyba lubi czerwony... - podsumowałam go.
- To styl pochodzący z Irlandii. - powiedział Liam, stając obok mnie. - Niall czasami tęskni za domem.
- Jest Irlandczykiem? - zapytałam.
- Wychowywał się w Irlandii. Mieszkał tam przez 8 lat. - Przeszliśmy do kolejnego pokoju.
- Zayn.

- Aż razi tym niebieskim...
- Tez mi się nie podoba.. - rzekł Harry. Oczywiście z pełną buzią.
- Ten jest mój. - otworzył kolejne drzwi Liam.


- Ale piękne ściany.. - spojrzałam na rzeźbione ornamenty.
- Phi. - prychnął Harry i poszedł dalej. - Louis. - wskazał na wnętrze pokoju.

- Ile obrazów...
- To przodkowie Louis'a,.
- Ale.. ci wszyscy? - weszłam głębiej, przyglądając się portretom.
- Louis pochodzi z bardzo starej rodziny Nefilim. Tomlinsonowie byli jedną z rodzin rządzących. Lou ma jeszcze siostrę, Lottie,  są ostatnimi z rodu. Zawsze powtarza, że wszystko co ma to swoje dziedzictwo i siostra. - wyjaśnił Liam.
- A rodzice? - zapytałam.
- Nie żyją. Zaginęli 14 lat temu. Długo ich szukano. W końcu po 10 latach uznano ich za zmarłych... Może przejdźmy dalej ... - chodziliśmy po tym piętrze dalej, co jakiś czas zaglądając w pokoje. Większość to pokoje dla gości i salony.
- Kto jest szóstym mieszkańcem? - zagadnęłam.
- Hodge. - powiedział Harry, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
- Że kto?
- Opiekun tego Instytutu. Starszy, siwy, w wyblakłym garniturku. Ma fioła na punkcie swojego wąsa i czarnego kruka. Hugo się zwie. Nie cierpię ścierwa... - albo mi się wydawało albo się wzdrygnął.- Gabinet Hodge'a. - Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Robi wrażenie. - No patrz... Wywiało staruszka. Trudno. Idziemy na drugie.

Skierowaliśmy się na drugie piętro. Tym razem prowadził Liam.
- Jedno z moich ulubionych miejsc.To taki pokój wspólny...

 
- Piękny.. - ten pokój był zdecydowanie najpiękniejszy. Ale pozostało jeszcze kilka innych. Przeszliśmy całe drugie piętro. Nie było tam nic wielce specjalnego. Kilka salonów z zabytkami.. ups.. przepraszam. Dziedzictwem. 



 - I parter. - podsumował Harry, gdy już schodziliśmy na dół. - Wpierw Kaplica. - pokierował nami i po chwili znaleźliśmy się w. Nie. To nie Kaplica. To ogromniasty kościół.

 Zastanawia mnie tylko po co tyle ławek na 6 osób. Mniejsza.
- Co jeszcze zostało? - zapytał Liam.
- Sala Tronowa! - uśmiechnął się loczek.
- Prowadź.. - zachęcił Liam.

- Po kiego grzyba wam tron? - zapytałam, wchodząc do ogromniastej sali.

- Do siedzenia? - zapytał z ironią Harry, opierając się o jedną z kolumn.
- Ha. Ha. - dodałam. - Macie króla?
- Nie.
- Królową?
- Nie.
- Księcia?
- Nie.
- Księżniczkę?
- Nie.
- To dla Opiekuna Instytutu?
- Nie.
- Umiesz mówić coś innego?! - zirytowałam się.
- Nie. - odpowiedział za niego Liam.
- To dla kogo ten tron?! - wrzasnęłam tracąc cierpliwość.
- Dla Anioła. - odpowiedział spokojnie brunet.
- I gdzie ten Anioł? - żaden z nich nie odpowiedział.
- Biblioteka.. - wymruczał Harry prowadząc nas w stronę drzwi.
- Robi wrażenie.... - zapewniłam. Znajdowałam się w wielkiej komnacie. W sensie bibliotece. Mama by się ucieszyła. - To ten Anioł tak? - zapytałam, wskazując na rzeźbę.
- Dokładnie. - kiwnął głową Liam.
- Napatrzyłaś się? - zapytał Harry, opierając się o drzwi. - Nie lubię tego miejsca. Coś zostało Liam?
- Oranżeria... - mruknął w odpowiedzi.
- To ja poszukam Zayn'a. - tyle co go widziałam. Nie rozumiem, czemu tak szybko się zmył? Czy ta Oranżeria to coś złego?
- Chodźmy. - uśmiechnął się Liam. Czy on nie ma wad? Zawsze uśmiechnięty i uprzejmy dla wszystkich. To wkurzające. Ale uśmiech ma uroczy. Nawet nie zauważyłam, gdy znaleźliśmy się przed błękitnymi drzwiami. - Śmiało. - pchnęłam drzwi.
To co ukazało się moim oczom odebrało mi mowę. Bez słowa pokonywałam dróżkę, nie mogąc nadziwić się barwom, rodzajom kwiatów i krzewów. Jednak coś przykuło moją uwagę. Zatrzymałam się.
- To nie ten sam Anioł? Prawda? - zapytałam wskazując na rzeźbę. - Kto to?



- Naprawdę musisz wiedzieć? - westchnął Liam.
- Proszę..
- To nie Anioł. To Nefilim. Możemy iść dalej?
- Liam. Proszę!
- To siostra Zayn'a i Harry'ego.
- Co, że co?! - spojrzałam na niego jak na wariata.
- Długa historia.
- Mam czas. - zapewniłam rozsiadając się na ławce.
- To Lucy Wayne. Młodsza siostra Zayn'a i Harry'ego. Została porwana i zamordowana przez demony.
- To straszne... Jak długo..?
- Nie żyje już 3 lata.
- Czy to dlatego Harry nie chciał tu wejść? - zapytałam.
- Tak. - potwierdził, siadając obok mnie. - Oboje tragicznie to przeżyli. Harry zaczął się zachowywać jakby.. to się nigdy nie stało. Trochę tak jakby nie miał siostry. Natomiast Zayn.. cóż. Był bardziej związany z  Lucy. W końcu jest najstarszy z nich. Zawsze się nią zajmował. Tej nocy, gdy ją porwano był ze mną na patrolu. Gdy wróciliśmy do Instytutu jego rodzice nie żyli, a siostry już nie było. Harry w tym czasie razem z Lou i Niall'em patrolowali inną część miasta. Wtedy wyszła na jaw zdrada. Demony nie mogą od tak sobie wejść do Instytutów. To miejsca święte. Ktoś przywołał je od środka. 3 miesiące po tym incydencie Instytut zamknięto. Wracając do Lucy... Później dostaliśmy tylko.. jej martwe ciało. To było straszne. Byłem wtedy w bibliotece. Starałem się nakreślić nowe runy. Przez portal coś wypadło. Otworzyłem to i wrzasnąłem. Razem z opiekunem Instytutu w Nowym Jorku zamknęliśmy ciało w trumnie. Zadbaliśmy o to, aby ani Zayn, ani Harry go nie widzieli. Odbył się pogrzeb, a całą naszą piątkę odesłano do Idrisu. Ojczyzny wszystkich Nocnych Łowców. Mieszkaliśmy tam 2,5 roku. Wtedy wysłano nas tutaj. Chcieliśmy, żeby pamięć o Lucy przetrwała, więc sprezentowaliśmy braciom pomnik ich siostry. Od tego czasu Zayn często tu przychodzi. Natomiast Harry... Nie chce nawet słyszeć o Oranżerii. On pragnie się odciąć od przeszłości.
- Czy Zayn jest nadopiekuńczy wobec Harry'ego? - zapytałam.
- Zauważyłaś? - uśmiechnął się.
- Nie... Nie żeby o było widoczne czy coś.. po prostu tak mi się wydaje.
- Dobrze ci się wydaje.
- Jakie oczy miała... miała Lucy? - spojrzałam na Liam'a.
- Dokładnie takie same oczy jak Zayn i kręcone, śliczne włosy Harry'ego... - przypomniałam sobie Alaskę, lochy, martwe ciało dziewczyny i Zayn'a. To w nią się wpatrywał. Widział w tej dziewczynie Lucy. - Spójrz. - wyjął z kieszeni telefon. Wow! Telefon! A myślałam, że oni żyją średniowieczem. - To jest Lucy...

- Śliczna... - powiedziałam, spoglądając na dziewczynę ze zdjęcia.
- To zdjęcie zostało zrobione tydzień przed porwaniem. W dzień jej 15-stych urodzin. - Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy. Liam nie mógł oderwać wzroku od Lucy. On chyba coś do niej czuł... - Dobra. Pora coś zjeść. Chodź.

Mam fazę na obrazki... musicie mi wybaczyć ;)
Love lives in music 





czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 23 " Louis on jest niewidzialny!"

_Oczami Nik_

Jestem głupia, jestem głupia, jestem głupia.. Czemu ja jestem taka głupia?! A w sumie.. i tak by nas znaleźli, więc nie ma o czym gadać. A mój ojczulek oczywiście musiał się powydzierać i zrobić ze mnie małego bobaska.. Po prostu lepiej być nie może. Znaleźliśmy tylko 5 żywych osób. Zatrzymaliśmy jakiś przejezdnych i wmówiłyśmy, że już ich tak znalazłyśmy. Zabrali ich do najbliższego szpitala.
- Robota skończona? - zapytała ciocia Alice. Kiwnęłam głową i już chciałam poszukać chłopaków, gdy ktoś mnie zatrzymał.
- Nigdzie nie idziesz. - uśmiechnęła się mama. - Zostajesz tu  z Esme. - po chwili znikła razem z resztą. Jestem skazana na babcie. Super. Ona to na pewno nie pozwoli mi tam zejść. Za nic w świecie.

_Oczami Louisa_

Nie mam zielonego pojęcia o co ta cała afera. Przecież młoda to pół wampir i pół wilk! Halo! Pobudka! Taki ktoś to chyba nigdy nie zginie, nie? Czuje się trochę dziwnie... Wędruje przez stare, przegniłe korytarze w obstawie wampirów. 
- Ej! Niall... - zagadnąłem blondyna.
- Hm? - spojrzał na mnie. Jemu chyba to nie przeszkadzało.
- Jak.. się... czujesz? - jego wzrok stał się bardziej pytający niż zwykle. Może dlatego, że praktycznie nigdy nie zadałem mu takiego pytania.
- O co ci.. - zaczął blondyn, ale ktoś mu przerwał:
- Chce wiedzieć, czy to nie dziwne że idziesz z wampirami. - odwróciłem się. Powiedział to ten... rudy? - Nie jestem rudy! - dodał. Skąd on..?
- Edward czyta w myślach... - poinformował nas Carlisle.
- Wow... - powiedziałem razem z Niall'em. I to jest coś.
- Eh.. zepsułeś nam zabawę Carlisle! - zaczął marudzić największy z Cullen'ów.
- Też mi zabawa.. - usłyszałem głos Zayn'a. Czy on kiedyś będzie szczęśliwy? 
- Ćśśś! - uciszył nas ten.. Arma... coś tam.
- Jest ich siedmiu. - odezwał się Rudy. - Damy im rade, szybko pójdzie. Ja, Eleazar, Jasper, Louis i Liam bierzemy trzech po lewej. Aramis, Zayn - Arthur jest wasz. Reszta bierze tych po prawej. - wszyscy zgodzili się bez zbędnego certolenia. Wparowaliśmy do sali i od razu rzuciłem się na pierwszego z brzegu. Szybki był. Sekundę! Zniknął! Nie ma go!
- Louis on jest niewidzialny! - usłyszałem Niall'a. - Imię!
- Gladio! - krzyknąłem i wtedy go zobaczyłem. Nacierał wprost na mnie.Uchyliłem się, szybko uderzając mieczem wprost w jego kolana. Udało się. Wampir wylądował niedaleko mnie, a jego kończyny.. no cóż... jeszcze się ruszały mimo odrąbania od reszty ciała.
- Lou!!! - usłyszałem głuchy krzyk, po czym poczułem ostry ból na plecach. Straciłem równowagę i potem nastała już tylko ciemność.

*Trzy dni później*

- Przecież powinien się już dawno obudzić! - rozpoznałem głos Niall'a.
- Robię co mogę.. - ten głos był inny. Z pewnością należał do wampira.
- Jest twardy. Da rade... - włączył się do rozmowy Liam. - Przecież to Louis Tomlinson.
- Louis William "Tommo" Tomlinson... - odezwałem się, rozchylając powieki. Nie czułem już bólu.. no może praktycznie poza kłuciem w boku, za każdym razem gdy próbowałem się poruszyć.
- Louis!!! - tuż przy mnie zjawiła się rozpromieniona twarz Niall'a i Liam'a.
- Tak mam na imię.. - wysiliłem się na uśmiech.



- Louis!!! - do pokoju wpadł Harry z bananem w ręce, a obok niego zjawił się uśmiechnięty Zayn.
- To ja! - krzyknąłem. Hazz rzucił się na mnie zamykając w szczelnym uścisku.
 Po chwili dołączyła cała reszta.
- Uroczo.. aż się łezka w oku kręci... - spojrzeliśmy w stronę, z której dobiegał głos. Stała tam Nikki z tacą pełną jedzenia. Niall od razu się ożywił.
- To dla nas? - zapytał Liam.
- Sama wszystkiego nie zjem... - podeszła i położyła wszystko na stole. Mmmm czuję frytki, pizzę i jakąś sałatkę. Już po chwili wszyscy zajadaliśmy się tymi smakołykami. 
- To.. co się stało, kiedy odleciałem? - zapytałem popijając łyk soku.
- W skrócie? - zapytał Harry. Kiwnąłem głową. - Niall zauważył, że odleciałeś, zabił swojego wampira i zajął się tym który cię zaatakował. W tym czasie ja i Zayn pobiegliśmy za tym świrem, który gdy tylko nas zobaczył ulotnił się i tylke go widzieliśmy. Na szczęście zostawił kamień tam gdzie leżał. My przewieźliśmy cię tu, a Liam wysłał kamień do naszej ojczyzny. Tam będzie bezpieczny. A teraz pozwól mi się rozkoszować tą pizzą...  - zamoczył swoje zęby w roztopionym serze.
- Coś ciekawego się działo? - zapytałem jeszcze, rozglądając się po ich radosnych twarzach.
- Prócz tego, że pełno wszędzie migdalących się ludzi jest dobrze.. - zapewnił mnie Liam. - Wszędzie zakochani. - dodał widząc moją zdezorientowaną minę.
- Liaś zazdrosny.. - rzucił Harry.
- Nie ma o co.. - odgryzł się. - Po prostu rzygam tęczą... - zapewnił.
- Nie tylko ty. - odezwała się Nik.
- Ty też..? - zapytałem.
- Byłam wczoraj u cioci. W sensie u tej mojej kuzynki. Chciałam normalnie sobie z nią pogadać, a tam co? Migdali się z tym Lucasem. Olała mnie... Miło. - dokończyła i zagryzła jabłko.
- Nie ma to jak rodzinka. - skwitował Zayn. - Myślę, że skoro się obudziłeś pora przenieść cię do Instytutu. Wypoczniesz w Skrzydle Szpitalnym.
- Pozwól mi zjeść! - oburzył się Niall.
- Dobra, dobra... - po godzinie wszystko było gotowe. Brama już wyrysowana. Podziękowaliśmy Cullen'om za opiekę. Próbowałem przekonać chłopaków, że mogę iść o kulach, ale oczywiście nie... Niesie mnie Liam i Harry.
- Gotowi? - zapytał Niall.
- Miło było. - uśmiechnęła sie Dominica. - Zapraszam częściej.
- Nikki! - w pokoju zjawiła się ta ruda. Renesmee chyba. - Czemu mnie unikasz? Porozmawiajmy!
- To ty mnie olałaś! Idź do Lucasa!
- To  my już może... - odezwał się Hazz.
- Będziemy się zbierać. - dokończył Niall i przeszedł przez bramę.
- Uciekasz od problemów?! - wydarła się Renesmee.
- Nie. - odpowiedziała stawnowczo kuzynka. - Idę na gościnę. - wskazała na bramę i zdecydowanym krokiem przeszła przez nią. Liam wzruszył razmionami i ruszył w tą samą stronę. Po chwili wszyscy byliśmy juz w Instytucie. Razem z pół - wampirem.
- Woow... - powiedziała Dominica.  



Chciałabym Was serdecznie zaprosić o tutaj ~~>  Love lives in music