piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 18 "Streszczaj się.."

*Poniedziałek*

_Oczami Niki_ 

Jesteśmy w drodze do szkoły. Zdecydowałam. Gdy tylko zobaczę Aramisa powiem mu o Nocnych Łowcach. Chce z nim skończyć, ale.. za bardzo go kocham, żeby pozwolić mu umrzeć. Jeszcze. Już niedługo będzie mi obojętny.
- Niki! Wysiadamy?
- Tak, tak już.  - ledwo wysiadłyśmy z auta Aramis już do nas podbiegł.
- Niki proszę.. - zaczął swoje wywody. - Porozmawiajmy..
- Dobrze.. - odeszłam z nim kawałek, zostawiając za sobą oszołomioną Ness.
- Niki ja...
- Poczekaj. - przerwałam mu. - Jedyne co chcę ci powiedzieć, to to że chce o tobie zapomnieć. Raz, a na zawsze. Jesteś potworem Aramisie i dobrze o tym wiesz. Chcę cię tylko i wyłącznie ostrzec przed Nefilim. Pilnują cię.. - odwróciłam się, ale on złapał mnie za rękę. Bezskutecznie próbowałam się wyrwać.
- Posłuchaj. Jestem wampirem. To moja natura. Nie zmienię jej.
- My jakoś potrafimy..
- Nie żywisz się krwią ludzi od ponad 500 lat. Nie wiesz jak to jest..
- Racja. - przyznałam mu rację. - Nie wiem i nie chcę, nie chcę być potworem..  - puścił moją rękę.
- Potworem? - chwycił moją twarz w obie dłonie. Tonęłam w jego czarnych oczach. - Nigdy nie byłem potworem...
- Jeśli nie potworem to kim? Zabijałeś ludzi.. Przez całe swoje życie! Zakichane pięćsetletnie życie! - ludzie stojący wkoło nas zaczęli nas obserwować. Spojrzał za mnie i chyba coś dostrzegł, bo stał się strasznie nerwowy.
- Skoro tak... Spełnisz tylko jedną moją prośbę? - w sumie.. nie mam nic do stracenia. Chyba.
- Jaką? Streszczaj się..
- Pocał...
- No siemanko Domi! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Problem w tym, że nie chciałam go słyszeć. Czemu? Czemu? Czemu? Czemu?! Wyrywając się z uścisku Aramisa, odwróciłam się i spojrzałam w stronę, z której dochodził głos.
 - Wayne... - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Ku mojej rozpaczy za nim szło czterech jego kumpli. - Lubisz mnie wkurzać co?
- To moje ulubione zajęcie.. - uśmiechnął się. - A co tam u ciebie staruszku? Skleroza nie dokucza? - spojrzał na Aramisa.
- Nie macie ciekawszych zajęć? - odparował czarnowłosy.
- Ostatnio wymyślam najboleśniejsze sposoby, żeby cię ukatrupić...
- Ty masz ewidentnie problem z samym sobą.. Nie myślałeś, żeby udać się do psychologa?
- Już kilka razy mu to mówiłem.. - wtrącił się blondyn o niebieskich oczach.
- Niall... - odparł Zayn.
- Niestety... bez skutecznie jak widać, choć...
- Niall...
- Zayn nikogo praktycznie nie słucha, więc...
- Cholera Niall! Zamkniesz się w końcu?
- A zmusisz mnie?  - Niall głupawo się uśmiechnął.
- A wątpisz w to? - Wayne zwrócił się do blondaska. Pomiędzy nich wszedł chłopak z loczkami.
- Ogarnijcie się... - przerwał. - Mamy co innego do roboty. A ty... - wskazał palcem na Aramisa. - Wiedz, że cię obserwujemy...
- Uważaj bo się przestraszę... - mruknął Aramis. Wyminął mnie i skierował się w stronę budynku szkolnego.
- Nie ma za co.. - uśmiechnął się Zayn. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i już chciałam wracać do Ness, kiedy coś, a raczej ktoś mnie zatrzymał.
- Jestem Harry. - uśmiechnął się loczek.
- A ja Niall.. - dodał blondynek. Jakbym nie wiedziała...
- Ten z niebiesko-zielonymi gałami to Louis, a ten obok Liam.. - wskazał pozostałych Zayn. - Czyli wszystkich już znasz.
- A kim jest twoja urocza towarzyszka? - zapytał Louis, wskazując na Ness.
- Renesmee... chodź! Pomóż!.. - poprosiłam. Ness doszła do mnie lustrując chłopaków wzrokiem. - Zayn, Liam, Louis, Niall, Harry... - wskazałam chłopaków po kolei. Chyba żadnego nie pomyliłam..
- Czemu ja ostatni? - oburzył się loczek. - To niesprawiedliwe..
- Życie ogólnie jest niesprawiedliwe... - podsumowałam i ciągnąc Ness za sobą poszłam na pierwszą lekcję.
Siedziałam i bazgroliłam sobie w zeszycie. Ness podziwiała swoje paznokcie. Oczywiście musiał się przykrakać Lucas.
- No hej piękna. - uśmiechnął się do Ness. Ta oczywiście lekko się zaczerwieniła. Rzygam! Co ona w nim widzi. Te ulizane kłaki od miotły? - Co tam u ciebie?
- Stare dzieje... - uśmiechnęła się ruda.
- W piątek jest dyskoteka, wpadniesz? - i stało się to, czego najbardziej się obawiałam. Ness popadła w dhampirowy szok. - Emm Ruda?
- Tak, przyjdzie. - odpowiedziałam za nią. - Teraz już bierz zad w troki i won na swoje miejsce, bo przeszkadzasz mi w podziwianiu podłogi.
- Ty podziwiasz podłogę?
- Wole podziwiać podłogę niż twój krzywy ryj... - uśmiechnęłam się. Włożyłam w to tyle jadu ile tylko potrafię.
- Ale to było zabawne.. - rzucił i odszedł.
- Ness! Ocknij się! Poszedł już... - powiedziałam i wróciłam do zeszytu.
- C..Co? Ja? Palnęłam? - zapytała nieśmiało.
- Sęk w tym, że nic..
- O nie! - ukryła twarz w dłoniach. - Znowu kompletnie się skompromitowałam.. O matko! I co on sobie pomyślał.. - i znów zaczęła nawijać sama do siebie, o tym co też ten idiota sobie o niej pomyślał.
- Zawsze tak na nią działa? - podniosłam głowę znad zeszytu.
- Idź sobie.. - jęknęłam.
- Ale ty miła jesteś...
- Wiem! - uśmiechnęłam się. W tej chwili doszedł do nas Louis. - A teraz won! Przyćmiewacie mi blask tej jakże zajmującej podłogi.
- Myślałem, że rysujesz.. - Zayn wskazał na zeszyt.
- Gdy cię zobaczyłam wena ze mnie uszła..
- Muszę częściej do ciebie przychodzić...
- Won! - wrzasnęłam. Widać poskutkowało. Oboje zaczęli powoli wycofywać się do tylnych ławek.
- Co ona okres ma? - usłyszałam cichy szept Louisa. Odwróciłam się i zobaczyłam tylko jak Zayn wzrusza ramionami.

Reszta lekcji minęła w miarę dobrze. Nie pomijając tego, że Zayn co chwila podłaził i rzucał jakieś szalenie "mądre" uwagi. Na lekcjach ciągle czułam wzrok Aramisa na sobie. Co on zamierza mnie pilnować czy jak? Mam już dość.. Zbawienny koniec lekcji! Tak! Idąc do auta marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do domu i położyć się na łóżko, zamykając uprzednio drzwi na klucz. I w tym momencie drogę zagrodziła mi czarnowłosa piękność.
- Uważaj na nich... - ostrzegł mnie Aramis. - Nie są tacy święci, za jakich się podają.
- Są aniołami.. Jacy mają być jak nie święci? - przerwała Ness.
- Nunquam esse nimis diligentes ... ( Ostrożności nigdy za wiele..)
- Verum est hirudo. Vigilate.. ( To prawda pijawko. Uważaj...) - obok mnie pojawił się Harry. Aramis wydał tylko cichy syk i oddalił się. - Widziałaś Zayn'a? - zapytał pogodnie loczek. Czy ten jego uśmieszek nigdy nie znika mu z twarzy?
- Nie. - odparłam. - I nie chce.
- Siemka! - to Zayn. Znów Zayn. - Co tam dziewczyny?
- Idź sobie! - rzuciłam i pobiegłam w stronę samochodu.
- Miłe powitanie!
- Idź sobie! - wrzasnęłam.
- Miłe powitanie.. - skwitował wujek Jasper, siedzący za kierownicą.
- Możemy już jechać? - poprosiłam.
- Możeby tak poczekać na Ness?
- Renesmee! - otworzyłam szybę i wydarłam się. - Do auta!- nieco przerażona, ale znalazła się w samochodzie.
- No.. - powiedziałam. - Możemy jechać. - Gdy tylko wpadłam do domu rzuciłam torbą w wujka Emmetta. To był celny rzut. Problem w tym, że wujek go złapał. Celował we mnie, ale ja na własne nieszczęście się uchyliłam. Torba trafiła w wazon z XVI wieku. Sprzątając odłamki nabijałam się z wujka Emmetta za jego celność. O 19 miałam iść na patrol z tatą, Sethem, i resztą. Miałam jeszcze trochę czasu. Wykorzystałam go na serial.
Po godzinie obwąchiwania lasu natknęliśmy się na cos. Mianowicie człowieka. Chociaż.. Nie tyle człowieka co jego zwłoki. Leżał nieruchomo, zimny z otwartymi oczami.
- To nie jest robota zwierzęcia... - usłyszałam myśli taty.
- Ani człowieka.. - odpowiedział Seth.
- Wampir? -  zapytałam. Jedyne co usłyszałam to ciche pomruki.
- Trzeba porozmawiać z Carlisle'm. - powiedział w końcu tata. - Na dzisiaj koniec. Wracajcie do domu. - W domu zwołaliśmy naradę w salonie.
- Gdzie natknęliście się na trop? - zapytał dziadek.
- Południowa Kanada. - odpowiedziałam. - Niedaleko Meksyku. - co jak co, ale na geografii to ja się znam.
- Przecież to już nie wasze tereny.. - wtrąciła mama.
- Nie zaszkodzi sprawdzić..
- Wracając... - przerwał wujek Jasper. - Trzeba się tam wybrać. Może Al coś zobaczy.
- Ale to jutro.. - wtrąciła babcia.
- Dlaczego? - zapytał wujek Emmett. - Noc jeszcze młoda.
- Masz racje.. - odezwała się mama. - Dlatego my wszyscy pójdziemy do zbadać, a ty zostaniesz z dziewczynami.
- No chyba nie.. - misiek roześmiał się.
- Niki pakuj sie. Zadzwonie do Edwarda. Będziesz dziś spała u Ness. Tylko kto z nimi zostanie? - mama rozejrzała się po pokoju.
- Ja! - zgłosiła się ciocia Rose.
- To postanowione.. - odezwał się tata. - Mała idź na górę i się pakuj.
- Nie jestem mała! - rzuciłam i pobiegłam po kilka niezbędnych rzeczy. Ciekawa jestem, czy znajdą tego nowego wampira...

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 17 "To nie wampir.. Ani człowiek.. Zmiennokształtny też nie... "

Natychmiast się od niego oderwałam. Wbiłam wzrok w podłogę. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Myślałam... Myślałam, że on jest taki jak my.. Że jest dobry, że nie zabija ludzi...
- Nik... - wyciągnął do mnie rękę. Odsunęłam się od niego.
- Zostaw mnie! - rzuciłam.
- Niki...
- Nie mów tak do mnie! - mimowolnie pociekły mi łzy. - Odejdź stąd!
- Co?! - patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Odejdź! I nigdy nie wracaj!
- Ale...
- Co się dzieje? - usłyszałam za sobą głos mamy. - Niki?
- Nic.. - odparłam. - Aramis już idzie... - mama widząc, że płacze przytuliła mnie do siebie i spojrzała groźnie na czarnowłosego.
- Pora już na ciebie.. - powiedziała szorstko. Aramis widząc, że nic nie wskóra poszedł w głąb lasu. Gdy widziałam jak odchodzi serce rozpadało mi się na jeszcze mniejsze kawałeczki.
- Nie mów nic tacie.. - poprosiłam. Nie chciałam  rozmawiać z nim o tym co się stało, wysłuchiwać tego całego "A nie mówiłem?". - Proszę.. Nie dziś..
- Nie bój się słowem nie pisnę.. Ale teraz idź już do pokoju. Później do ciebie przyjdę. Powiem tacie, że byłaś zmęczona dobrze? - spojrzała mi głęboko w oczy. - Przyślę do ciebie Ness. Potem porozmawiamy.. - pocałowała mnie w czubek głowy, a ja żwawo pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Czułam, że nie powstrzymać swoich łez. Padłam na łóżko i nic tylko wycierałam słone potoki.





*Następny dzień*

_Oczami Carlisle'a_

Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje w tym domu. Wczoraj wszystko było dobrze, ślub, goście, głupie wybryki Emmetta. A dziś? Veronica całą noc chodziła jak zbity pies, Dominica zniknęła już o 19, a Esme wierci mi dziurę w brzuchu, bo nie wie co się z nimi dzieje. Co ja Alice jestem? A propos Alice.. Już bardzo długo nie miała wizji. Co prawda blokuje je obecność zmiennokształtnych, ale raz na jakiś czas wizje występowały.. Do tego wszystkiego ten nowy wampir, Aramis. Mieszka w pobliżu Seattle i ponoć żywi się krwią ludzi, ale ostatnio nie było żadnych tajemniczych zniknięć. Już nic nie rozumiem..
- Carlisle? - Esme weszła do mojego gabinetu i usiadła na kanapie. - Co się dzieje? - zapytała z typową dla niej troską.
- Nic..
- Przecież widzę. Mnie nie oszukasz.. - wstałem i zacząłem przechadzać się po pomieszczeniu.
- Ten Aramis nie daje mi spokoju. Mieszka niedaleko Seattle, żywi się krwią ludzi, a od długiego czasu nie słyszeliśmy o dziwnych morderstwach, czy zaginięciach..
- Ale ja jestem głupia! - Esme wstała i podeszła do mnie. - A więc to o to chodzi.. Dlatego Niki wczoraj tak szybko zniknęła, a Vivi straciła humor..
- Co? - dalej nic nie rozumiem. 
- Veronica martwi się o Niki, bo ta nie chce znać Aramisa, dlatego że on pije ludzką krew! - wyjaśniła z uśmiechem. 
- To mi dojście do tego zajęło prawie całą noc, a tobie dwie minuty? - ona chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. W odpowiedzi pocałowała mnie przelotnie i wyszła z pokoju. Ach te kobiety.. 

_ Oczami Nik_ 

Postanowiłam zerwać z Aramisem wszelkie kontakty. Wyleczę się z tej chorej miłości. Przecież on może mnie zabić.. Tak jak zabija tych wszystkich niewinnych ludzi. Niedobrze mi gdy o tym myślę. Każdy człowiek, którego zabił Aramis miał za pewne jakąś rodzinę. Może szedł właśnie do pracy na wieczorną zmianę, by zarobić na utrzymanie dzieci i żony, lecz natknął się na wygłodniałego wampira, który wyssał z niego całą krew. Może był to zakochany po uszy 18-latek, który właśnie wracał z pierwszej randki? Założę się, że Aramisa nic to nie obchodziło. Zabijał i nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Był potworem. Jest potworem. A ja po potworze płakać nie chce..  Ubrałam się i zeszłam na dół. W kuchni natknęłam się na mamę. Położyła przede mną miskę płatków i usiadła obok.
- Przyszłam wczoraj, ale już spałaś. Nie chciałam cie budzić. 
- Mhm
- Jak się czujesz?
- Nie będę płakać po potworze.. - powiedziałam, przełykając kolejną porcje czekoladowych kulek.
- Jesteś tego pewna? Może chcesz z nim porozmawiać?
- Nie... - szepnęłam.
- Jeśi chcesz możemy go znaleźć, odwiedzić...
- Nie. - powtórzyłam już głośniej. - Nie chce go znać, nie chce... Chce zapomnieć..
- Może on się dla ciebie zmieni? - wciąż drążła ten temat.
- Błagam cię mamo.. Sama w to nie wierzysz. To tak jakbyś ty zakazała tacie zmieniać się w wilka, bo wilki i wampiry to naturalni wrogowie.
- Ale Niki.. Spójrz na mnie i tatę. Może i jesteśmy naturalnymi wrogami, ale.. Kochamy się, tworzymy rodzinę.. Zrobisz co chcesz, ale moim zdaniem powinnaś z nim porozmawiać..
- Nie. - powiedziałam stanowczo i wyszłam z kuchni. W drzwiach natknęłam się na wujka Jaspera.
- Humorek? - mruknął. 
- A co nie wolno? - wycedziłam mijając go.
- Niki! - o nie, nie.. Jeszcze tata...
- Tak! Brawo! Tak właśnie się nazywam. - skierowałam się do salonu i opadłam na kanapę, obok wujka Emmetta. Tata z niezbyt zadowoloną minął stanął w drzwiach. Już chciał coś powiedzieć, ale mama podeszła, wzięła go za rękę i poprowadziła do kuchni. Dziękuję! - Co to za szajs? - zapytałam patrząc się w ekran, na którym leciał właśnie mecz.
- Hmm... telewizor? - rodzinny misiek spojrzała na mnie z ironią.
- Haha.. Śmieszne.. A tak w ogóle to moja kolej! Wolfblood leci!
- To se poleci.- wytknął na mnie język i schował pilot w swoich ogromnych dłoniach.
- O nie! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego.
- Przestańcie! - do pokoju weszła ciocia Rose. - Ktoś idzie.. - cała rodzina momentalnie znalazła się w salonie.
- Może to Jane i Quil wracają z podróży? - zasugerował złodziej pilota.
- Puknij się w ten łepek wujaszku.. - uśmiechnęłam  się uroczo. - Wracają za miesiąc..
- To nie wampir.. - szepnęła ciocia Alice - Ani człowiek.. Zmiennokształtny też nie...
- To kto ? - zapytał dziadek. 
- Nefilim. - szepnął wujek Jasper. Ciocia kiwnęła głową.
- Sekundę prosze.. - przerwał tata. - Kto to do jasnej jest Nefilim? 
- Pół anioł? - zapytała z niedowierzaniem mama. - Przecież mówiliście, że od trzystu lat na żadnego się nie natknęliście.. 
- Ostatni raz spotkałem Nocnych Łowców u Volturi. Zaprosili wtedy Trójce na Odnowienie Porozumienia. Pojechali do Alicante beze mnie. - przerwał nam dzwonek. Dziadek sierował się na dół, a po chwili wrócił z tym całym Łowcą. Mmmm niezły był ...
- Witaj.. - powiedział Carlisle. - To moja rodzina. Esme, Emmett, Rosalie, Alice, Jasper, Jacob, Veronica i Dominica.
- Zmiennokształtni? Tutaj? - taa kultura, że nie ma przebacz.. Auć.. Mam wrażenie, że ten jego wzrok przekłuje mnie na wylot.
- Nie pijemy ludzkiej krwi. - wyjaśnił dziadek.
- Bo uwierzę.. - prychnął nieznajomy.
- Może byś się łaskawie przedstawił? - zapytał wujek Emmett.
- A racja.. Gdzie moje maniery.. Jestem Zayn Wayne, Nocny Łowca, mieszkaniec, właściwie były mieszkaniec Instytutu w Nowym Jorku. Przeprowidziliśmy się tu, aby dopilnować porządku.
- My? - zapytał tata.
- Ta.. Ja, i moi przyjaciele. Niall, Harry, Louis i Liam. Będziemy chodzić do szkoły jak zwykli uczniowie, by przy okazji ich chronić.
- Chyba nie przed nami... - prychnęłam.
- Kuszące.. - przybysz spojrzał na mnie. - Ale nie.. - uśmiechnął się lekko. - Wiem, że pijecie krew zwierząt, ale w pobliżu Seattle mieszka jeszcze jeden wampir. Ma ponad 500 lat. On niestety pije krew ludzką. Musimy go pilnować.
- Rozumiem.. - uśmiechnął się dziadek.
- Cieszę się.. - Zayn uśmiechnął się, ukazując białe zęby. 
- Może usiądziesz? - zapytała babcia.
- Czemu nie.. - przeszedł przez pokój i zajął miejsce na fotelu. - Jeśli to nie problem.. Mógłbym wiedzieć jak powstrzymujecie się od ludzkiej krwi? To musi być trudne.. 
- Lata praktyki.. - odpowiedziała ciocia Alice.
- No tak.. A ty.. - zwrócił się do mnie. - Nie jesteś wampirem, prawda?
- Jestem. - odpowiedziałam. 
- Jak to? Wyraźnie widzę, że jesteś podobna do ludzi, ale nie do końca. Jesteś wilkołakiem...
- Jestem pół wilkiem pół wampirem.. - uśmiechnęłam się dodając szczyptę ironi. 
- Jak to? - udało się! Kopara opadła! Masz za swoje podły zarozumialcu! - Niemożliwe.. 
- Możliwe.. - odpowiedziała mama. Stała razem z tatą w kącie pokoju. 
- Wampir i wilkołak razem? To wbrew naturze... Jak?
- Książkę piszesz? - zirytował mnie ten gość.
- Jeszcze nie.. - uśmiechnął się. Znów. - Na mnie chyba pora.. - wstał i skierował się w strone drzwi. - Do zobaczenia.
- Przyjdź kiedyś z przyjaciółmi.. - uśmiechnęła się babcia. - Zawsze zapraszamy..
- Dziękuję.. - Zayn zszedł na dół i po chwili usłyszeliśmy trzask drwi. Nagle przypomniałam sobie o czymś ważnym. 
- Lecę do Ness! - zawiadomiłam wszystkich i pędem wybiegłam z domu. Tak naprawdę nie miałam zamiaru iść do Ness. Musiałam dogonić tego zarozumialca. Zniknął mi z pola widzenia, więc pobiegłam za zapachem .Dogoniłam go w pół minuty. 
- Żeby pół wampiry ganiały za pół aniołami? Nie słyszałem.. - powiedział nie zatrzymując się. 
- Możesz na chwilę przestać być wredny?  - poprosiłam.
- Nie.. - odrzekł.
- Chodzi o tego wampira, tego co ma 500 lat... Jak.. Jak on się nazywa? 
- To jeden z trzech muszkieterów.. Aramis chyba...
- Trzech muszkieterów? 
- No tak.. Muszkieterów. Tych sławnych. W wieku 24 lat został zmieniony w wampira. Mało kto wie, że miał brata bliźniaka. Aramis wyszkolił go, by ten podawał się za niego. Sam opuścił dwór i udał się w świat.
- Jesteś pewien?
- Jak tego, że ci się podobam.. - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Chyba śnisz.. - mruknęłam. 
- Założę się, że to ty będziesz o mnie śnić. - jego pewność siebie jest irytująca. 
- Przeegrałeś.. - odpowiedziałam i pobiegłam w stronę domu.
- Do zobaczenia jutro w szkole! - zawołał za mną. Jutro? On? Mam widzieć go prze kolejne 5 dni.. Ale teraz nie on się liczy. Tylko Aramis. Czy powinnam powiedzieć mu o tym, że Nefilim go pilnują? A może nic mu nie mówić. Gdy tylko zapoluje na człowieka oni go znajdą i... zabiją... Nie wiem co robić...

Przepraszam ,przepraszam przepraszam! Musiałam jakoś ubarwić to opowiadanie, bo było zbyt nudne. Dlaczego dodałam akurat One Direction? Ala! Twoja wina!!

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 16 "Padło hasło "najukochańszy wujek", a nie "najgorszy".. "

_Oczami Ness_
- No, bo...
- No co??
- Nie mów mi, że zapomniałaś... - ciągnęłam. - Ciocia Alice cię zabije...
- O nie... Nie, nie, nie, nie, nie!! - chyba już się skapnęła.
- Tak.. - pokiwałam głową. - Ślub Jane i Quila... O 14:00 Bal jest o 15:00. Nie dasz rady się wymknąć... - Nik znacząco na mnie spojrzała.
- Proszę!! - zaczęła. Już ja wiem co jej chodzi po głowie.
- Nie! - powiedziałam stanowczo.
- Błągam, błagam pomóż mi! Tylko na godzinę! Proszę!
- Nie! Jak twój tata się dowie to jeszcze mi się od mojego dostanie! Nie!
- Proszę! - dodała te swoje szczenięce oczka. Ugh! Za co?!
- Na godzinę...
- Dziękuję!!!

* Po powrocie do domu*

Ciocia Al złapała nas już przy drzwiach. Szybko wzięła nasze torby i rzuciła je w stronę wujka Jazza.
- Kochanie zanieś do pokoju Nik.. - rozkazała.
- A co ja jestem?!
- Mój najukochańszy na świecie mąż.. - uśmiechnęła się. Wujek podszedł i namiętnie ją pocałował.
- Błee darujcie sobie.. - mruknęłam.
- A myślałem, że już się przyzwyczaiłaś młoda.. - wujek Jazz poczochrał mi włosy i momentalnie znalazł się na piętrze.
- Oddam! - zawołałam za nim.
- Później! - skarciła nas ciocia Al. - Czyli tak.. Tu macie listę wszystkich zaproszonych. - powiedziała podając nam karty z nazwiskami. - Gdy goście zaczną się zjeżdżać staniecie na balkonie, tym od pokoju Jane i będziecie odkreślać tych którzy się zjawią. Jane będziemy stroić w jej pokoju więc nie macie prawa narzekać, że najfajniejsze was ominie... A no właśnie.. Zapomniałabym. Nik poprowadzisz Quila do ołtarza..
- Co?! - emmm to było więcej niż dziwne.
- Pójdziesz przed nim i zaczniesz śpiewać A thousand years... Nie mówiłam ci?
- Nie!
- No.. To teraz już wiesz... A teraz won do ogrodu pomóc w przygotowaniach. Rose ma dokładną rozpiskę i wyznaczy wam wasze zadania...
- Taaaa robi się... - burknęła Nik i powlekła się do ogrodu. Ja poszłam za nią, ale już bardziej ochoczo. Uwielbiam wesela!! Jest przepyszny tort. Wszędzie biało, są śpiewy, tańce... Pamiętam ślub cioci Veroniki. Była bardzo zdenerwowana nawet jak na wampira. I była wściekła na ciocię Al za "zbyt wystawną suknię". Moim zdaniem była przepiękna. A wujek Jacob przez cały wieczór nie pozwalał nikomu innemu tańczyć z ciocią. Musiał zrobić wyjątek na oczepinach...
- Ness! Ness!
- Co?! - wydarłam się. Kto śmie mi przerywać retrospekcje?!
- Ja.. - o tatuś. - Tatuś, tatuś...
- Tak się zastanawiam drogi ojcze... Czy nie mógłbyś wyłączyć tego swojego radaru?
- Uwierz.. czasami chciałbym.. Nie Vivi? - spojrzał na ciocię z chytrym uśmieszkiem. Ta w odwecie rzuciła w niego bukietem, który właśnie trzymała.
- Vivi! - krzyknęła babcia Esme. - Nie marnuj bukietu na Edwarda! - dziadek stojący za babcią zaczął się śmiać i dostał w łeb. Wracając do cioci i taty... wolę nie wiedzieć co tata wyczytał w jej myślach.
- I słusznie.. - mrugnął tata i poszedł dalej.
- O tu jesteście! - dorwała nas ciocia Rose. - Do każdego krzesła musicie przyczepić takie małe bukieciki. Są w kartonie obok altany.. O Bella! - i tyle co ją widziałyśmy. Sekundę altana? To od kiedy my mamy altanę?
- Dzisiaj w nocy ją składaliśmy.. - dobiegł mnie głos taty. Obejrzałam się dookoła ale nigdzie go nie było. - Na górze..  - a fakt.
- A co tam robisz?
- Wieszam sznury kwiatów..
- Pomogę ci kochany wujaszku! - zaoferowała się Nik.
- Nie! - chwyciłam ją za rękę. - Chce skończyć te głupie bukiety i dostać kolejne, lepsze zadanie. A ty mi w tym pomożesz.. - siłą pociągnęłam ją na poszukiwanie altany. Nie było trudno znaleźć. Po skończonej robocie zgłosiłyśmy się do cioci Rosalie.
- Pomóżcie Edziowi z kwiatami..
- Edward! Nie Edzio! Edward! - dobiegł nas głos z góry. Suuper. Bo akurat mam ochotę skakać po gałęziach jak małpa i...
- Przepraszam, czy ty coś sugerujesz? - przerwał moje rozmyślania tata.
- Ja? Nic nie mówiłam. Tak sobie bredzę. Nie zwracaj na mnie uwagi. - obdarzyłam go najpiękniejszym z moich uśmiechów. Podczas gdy tata i Nik skakali po drzewach ja nadziewałam kwiaty na nitki. Nużąca ta robota. Potem kazali nam jeszcze sprawdzić nagłośnienie i wyszorować kieliszki. W końcu wraz z rodzicami zmyłam się do domu. Zmęczona natychmiast zasnęłam.

*Kolejny dzień*

_Oczami Nik_

Dobra. Już jestem gotowa. Przekabaciłam mamę na szpilki. Buahaha! Teraz pozostaje mi poczekać na Ness. Pomoże mi się wymknąć kiedy będą wszyscy goście. Wtedy wujek nie da rady wychwycić naszych myśli. Skierowałam się do pokoju rodziców. Mama mówiła, że założy mi swoją srebrną bransoletkę. Weszłam bez pukania. I to był duuży błąd. Tata leżał na mamie całując ją. On był bez koszuli, a mama w szlafroku. Szybko zatrzasnęłam drzwi. Po chwili tata znów otworzył drzwi.
- Puka się!
- Oj nie martw się tato.. Po tym incydencie zatrudnię sobie wujka Edwarda, żeby mnie ostrzegał... Jak... Nieważne. - na chama wparowałam do pokoju. Mama była już w sukience.
- Tylko spróbuj...  - syknął tata. Już chciał wychodzić, ale cofnął się po koszule. Spojrzał na mnie pytająco. - Buty..
- Ładne prawda? Rozważałam też czerwone, ale w ostateczności wybrałam czarne..
- Alice? - zapytała tata i spojrzał na mamę. Ta tylko kiwnęła głową i zaczęła się śmiać. - Ale jak sobie nogi połamiesz to nie dziw się, że ich nastawianie będzie bolało... - chwycił koszule.
- Przecież jest cała wygniotła. - skarciła mama. - Daj wyprasuje ją. - szybko zabrała się za prasowanie. Wiedząc, że chwile to potrwa wygodnie się rozsiadłam. Po 5 minutach tata był już w białej koszuli. Podszedł do mamy, pocałował ją i cicho szepnął:
- Mam ochotę cię schrupać..
- Słyszałam.. - odpowiedziałam mu. Wyszedł z pokoju,a mama założyła mi cieniutką srebrną bransoletkę..
- Uważaj na nią. Jest bardzo delikatna...
- Obiecuje.. - nie mogłam oderwać od niej wzroku.
- Dostałam ją od taty na urodziny.
- Nie wiedziałam, że ma taki dobry gust..
- Bo nie ma. Bella ją wybierała.. - obie się zaśmiałyśmy. - Pięknie wyglądasz.. - przytuliła mnie. - Idź już do Jane i reszty. Zaraz do was dołączę. - poszłam do pokoju Jane. Ciocia Rosalie właśnie kończyła ją czesać, a ciocia Al krzątała się przy jej paznokciach.
- Gdzie suknia?! - zapytałam energicznie.
- No właśnie! - za mną stanęła Ness. - Po wczorajszym dniu odwalania czarnej roboty chcemy ją w końcu zobaczyć.
- W sumie też bym chciała.. - wtrąciła Jane.
- Taa też tak mówiłam. - doszła do nas mama - Alice obiecała, że nie będzie uszyta z przesadą. Wyglądałam jak tona brokatu..
- Ja bym dał 2 tony.. - rzucił wujek Emmett przez zamknięte drzwi.
- Cicho tam! - zawołała mama.
- No dobra dobra.. - zgodziła się Alice i pobiegła do siebie po sukienkę. Wróciła z wielkim.. futerałem? Nie wiem jak to się nazywa.. Z dużym czymś, a w środku była suknia. Szybkim ruchem ją pokazała.
- WOW! - zawołałyśmy razem z Ness. - To...
- Jest piękne! - krzyknęła Renesmee.
- Bez porównania twoja jest bardziej wystawna.. - mama poklepała Jane po ramieniu.
- Nie przesadzaj Vivi.. - jęknęła ciocia Al.
- Dobra.. Już się nie udzielam... - Jane szybko ubrała suknie. Ciocia Bella przypięła jej welon, a my zaczęłyśmy odkreślać gości, którzy już przybyli. Wszyscy już zajęli miejsca. Przyszedł po mnie wujek Jasper z poleceniem od babci. Kazali mi zejść i zacząć śpiewać. Stanęłam przed Quilem i czekałam na znak dziadka.
- Zdenerwowany? - zapytałam Quila.
- Ba..
- No to zaczynamy.. - zaczęłam powoli iść w stronę pana Webera. Lubię tą piosenkę. Jest naprawdę piękna. Nie przestając śpiewać stanęłam przed dziadkiem i czekałam aż Jane dołączy do Quila. W końcu skończyłam piosenkę i usiadłam. Patrząc na te nasze zakochańce wyobrażam sobie siebie i   Aramisa... Dobra.. Już po ceremonii. Jest za 10 minut 15, a ja stoję jak najdalej od gości, którzy składają życzenia młodej parze. Gdzie do jasnej cholery jest Ness?
- Tutaj. - usłyszałam znajomy głos. O nie... Odwróciłam się. Wujek Edward, a obok niego Ness. - Nik proszę cię.. Nie rób tego swoim rodzicom. Pozwól im cieszyć się tym dniem razem z Jane i Quilem. Quil jest dla twojego taty jak brat. Nie każ mu się zamartwiać o Ciebie. Zrób to dla niego... Chodź - wyciągnął do mnie rękę. I co ? Udało mu się. Mam wyrzuty sumienia super co nie? Ale... Wujek ma racje. Myślę tylko o sobie. Pojutrze wszystko Aramisowi wytłumaczę. Może mnie zrozumie. Chwyciłam rękę wujka i uśmiechnęłam się do niego. - Zatańczymy? - odwzajemnia uśmiech.
- Nie śmiałabym odmówić mojemu najukochańszemu wujkowi....
- Ktoś mnie wzywał? - obok nas zjawił się wujek Jasper. 
- Padło hasło "najukochańszy wujek" a nie "najgorszy".. - droczył się tata Ness.
- W tak,...
- Koniec! - przerwałam im. - Kółeczko.. Zatańczymy w kółeczku... - to było najgorsze głupstwo jakie w życiu palnęłam. Tańczyłam na okrągło przez najbliższe trzy godziny. A Ness oczywiście zniknęła mi z oczu. Typowe. Założyłam bluzę, bo zrobiło się dość chłodno. Teraz pozostaje mi tylko czekać, aż ruda się pojawi. Eureka! Idzie..
- Gdzie byłaś? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Chodź ze mną..
- Nigdzie nie idę.
- Chodź, a wszystko zrozumiesz.. - w końcu powlekłam się za nią w głąb lasu. Było tam całkiem ciemno, ale ja i tak bardzo dobrze wszytko widziałam.  Nagle stanęłam jak wryta...
- Aramis! - krzyknęłam i podbiegłam by go przytulić. Ups... Trochę się zapomniałam. Ale widać jemu to się podobało. - Co ty tu robisz?
- A jak myślisz? Przyszedłem na nasz bal. - odpowiedział trzymając mnie za ręce.
- Proponuję podejść bliżej parkietu.. - odezwała się Ness.
- Dobry pomysł.. - skwitowałam. Trzymając się za ręce wróciliśmy na wesele. Akurat trafiliśmy na spokojną piosenkę. Zaczęliśmy kołysać się w jej rytmie.
- Nik?
- Tak? - spojrzałam w jego piękne brązowe? oczy... Zaśmiałam się. - Soczewki?
- Mhm.. - kiwnął głową. - Wiesz dlaczego tu jestem?
- Bo Ness cię przekabaciła? - postanowiłam trochę się z nim podroczyć.
- To też... Ale głównie dlatego, że zakochałem się i... Mam szczerą nadzieję, że ta dziewczyna odwzajemnia moje uczucia. - Aaa I co teraz? Przydałby się kubeł zimnej wody na otrzeźwienie. Czy ja coś ćpałam? Nie... Dobra.. Teraz albo nigdy. Szybko zbliżyłam się do niego i musnęłam delikatnie jego usta.
- Taka odpowiedź wystarczy? - zapytałam.
-  W zupełności... - odwzajemnił pocałunek. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu! Taa ale nie wiedziałam o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym. Przynajmniej dla mojej rodziny.
- Będąc tutaj trochę zgłodniałem... - wyznał.
- Możemy skoczyć gdzieś dalej na jakiegoś łosia, czy coś.. - podsunęłam z uśmiechem.
- Co?! - spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Przecież... Zgłodniałeś... A łoś jest chyba najbardziej pożywny... - wyjaśniłam.
- Nik... Ty nie rozumiesz?
- Czego?
- Ja... Żywię się krwią ludzi... - i puf! Moje marzenia i życzenia prysły jak bańka mydlana...


Wszystkie stroje i wystrój ogrodu możecie zobaczyć w zakładce "Na koniec wampirek " ;)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ:)

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 15 "Czy ona przypadkiem nie zaryła w słup z wysokim napięciem?"

_Oczami Nik_
Siedzieliśmy na gałęzi drzewa, wpatrując się w księżyc. Panowała niezręczna cisza.
- Dziękuję... - powiedziałam cicho.
- Za co? - zapytał.
- Za to, że powstrzymałeś moich rodziców przed wyjazdem... - uśmiechnęłam sie delikatnie, ale on nadal wpatrywał się w przestrzeń.
- Powinnaś raczej podziękować twojej kuzynce. To ona mi o tym powiedziała. Dziwne, miałem wrażenie, że za mną nie przepada...
- Ness? Z natury jest trochę podejrzliwa...
- Zauważyłem... - mruknął.
- To... - zaczęłam niepewnie. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - Spojrzał na mnie, a oczy mu zabłysły.
- Słyszałaś o tegorocznym balu? W naszej szkole. Pojutrze?Tematem są czarownice, wampiry, wilkołaki itp...
- Aaa tak.. Ness coś wspominała. - umrę! Umieram! Powiedz to! Powiedz!
- Miałbyś ochotę pójść ze mną? - zapytał i dodał swój uśmiech. Odpływam.... Zaraz zlecę z tej poronionej gałęzi.
- Tak! - odparłam żywo, ale od razu się ogarnęłam i dodałam: - Tak.. To dobry pomysł..
- Świetnie. - obdarował mnie jeszcze jaśniejszym uśmiechem. - Może pomogę ci zejść, bo...
- Cholera jasna! Dominica! Co ty tam robisz?! - przerwał nam głos mojego taty i to w takim momencie! Ugh... - Na ziemie już!! - Aramis wziął mnie na ręce i lekko zeskoczył z gałęzi.
- Oddaję ją całą i zdrową.. - uśmiechnął się do taty, który cały drżał. Niedobrze? Nawet bardzo... Ratunek nadchodzi! Mama do nas podeszła.
- Co się znów stało? - zapytała lustrując mnie wzrokiem.
- Gadałam sobie z Aramisem na gałęzi, a tata przyszedł i zaczął się wydzierać. - wyjaśniłam.
- A co ty moja droga robiłaś o tej godzinie na drzewie?
- No rozmawiałam..
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. - spojrzała na mnie swoim karcącym wzrokiem. To miała być odsiecz, a nie podkopanie i tak już głębokiego dołu. Przerwała nam komórka Aramisa. Ktoś wybełkotał niezrozumiałe słowa i czarnowłosy się rozłączył.
- Przepraszam, ale muszę już iść. - uśmiechnął się po czym zniknął w ciemnym lesie. Odwróciłam się do rodziców i dopiero teraz zobaczyłam, że mama trzyma tatę za rękę, nie pozwalając mu się wyrwać. Szykuje się kolejne kazanie...

_Oczami Ness_

Przebudziłam się już o 6:17. Tak, wiem - ja i 6 rano. No ale cóż...Wybiegłam z łóżka prosto na korytarz. O mały włos zderzyłabym się z mamą.
- Cześć słońce.. - przywitała mnie. - Co dziś tak szybko?
- Spieszy się do Nik.. - z kuchni dobiegł nas głos taty.
- Gdybyś tak wyręczał mnie w innych rzeczach.. - mruknęłam sama do siebie.
- Na przykład?
- Praca domowa! - krzyknęłam i poszłam do łazienki. Po pół godziny wyszłam z pokoju czystości i udałam się do salonu. Zajęłam całą kanapę.
- Nuudyyyy - zaczęłam.
- Poczytaj sobie - odezwał się tata, nie podnosząc wzroku znad "Romea i Julii". On tak na serio? - Całkiem serio...
- Buahahahahahaha... - dostałam napadu śmiechu. - Buahahahahahahahhaaaaa - z wrażenia sturlałam się z kanapy, a w oczach stanęły mi łzy.
- I czego tak rżysz? - zapytała mama siadając na zwolnionej już kanapie.
- Zaproponowałem, żeby poczytała... - odpowiedział tata. W jednej chwili mama znalazła się obok mnie. Razem jakoś przeżyłyśmy tą głupawkę, a tata załamany siedział na fotelu. Przyszła pora na płatki. Tata poszedł mi wyjąć mleko, miskę i płatki co było bardzo dziwne... No nic... Wsypałam płatki, zalałam mlekiem i wzięłam je do ust.. Prawie! Nie połknęłam, bo coś mi zaleciało kwaśnym mlekiem.
- Tato! - wydarłam się. - Zapłacisz mi za to!
- Tak, tak malutka...
- Nie jestem malutka!! - zrobiłam sobie płatki z normalnym mlekiem i gotowa wróciłam do salonu.
- Gotowa? - zapytał tata. Kiwnęłam głową. - To ubieraj buty i idziemy.

Po chwili byliśmy już w domu dziadków. Weszliśmy z tatą i mamą do salonu.
- Ale Alice! - Jane wyglądała na zrozpaczoną.
- Nie, nie, nie Jane. Nie pozwolę ci na to.
- A o co chodzi? - dołączyła się mama.
- Jane chce iśc na swój własny ślub w czerwonych butach. Nie mogę się na to zgodzić.
- Ale Alice.. - nalegała blondynka.
- To, że ja w całości organizuje twój ślub ma być przebłaganiem za to, że dopiero kilka dni temu powiedziałaś nam, że wychodzisz za Quila.
- Przecież ty i tak o tym wiedziałaś!
- Mniejsza o to.. - uśmiechnęła się ciocia.
- Hej Ness! - Nik zbiegła ze schodów i przytuliła mnie. - Gotowa?
- Pewnie.. - puściłam jej perskie oczko. - Idziemy?
- Nie tak szybko... Edward zawieziesz je? - zapytał wujek Jacob.
- Jasne.. - zgodził się tata i już mieliśmy wychodzić, kiedy przeszkodziła nam ciocia Al.
- A wy moje drogie... - wskazała na nas. - Po szkole od razu do domu. Będziecie mi potrzebne. Mam dla was specjalne zadanie.
- Pomoc w wybieraniu sukni dla Jane? - zapytałam z nadzieją.
- Nie.. Będziecie odpowiadały za listę gości. - uśmiechnęła się.
- Jeej... - mruknęła Nik z ironią. - Wprost nie mogę się doczekać...

_Oczami Nik_

W szkole było chyba normalnie... Aramis rano przywitał się ze mną. Ale nie podaniem ręki czy coś.. Całusem w policzek! Całusem! C-A-Ł-U-S-E-M!! W sumie to nie złamałam zakazu taty. Kazał mi się już nigdy więcej nigdzie z nim nie włóczyć. A przecież byliśmy w szkole. Ness jak zwykle przekomarzała się z tym durniem Lucasem, który niestety nie miał już żadnych śladów na tym swoim ładnym ryjku. W czasie przerwy opowiedziałam Ness o gałęzi, kłótni,  a na koniec zostawiłam:
- Bal! - krzyknęłam. - Zaprosił mnie na bal!
- A ty odmówiłaś? - czy ona przypadkiem nie zaryła w słup z wysokim napięciem? Ten obok sekretariatu...
- Oszalałaś?
- Nie, bo...



CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;)

wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 14 "Obiecaj, ze wrócisz.. "

Od tamtej decyzji minął tydzień. Widać, że mama jeszcze się wahała, ale tata był zdecydowany. Jeśli o mnie chodzi to nie miałam siły już się z nim kłócić. Chodziłam do szkoły, żeby cieszyć się ostatnimi chwilami spędzonymi z Ness. Wiedziałam, że będziemy dzwonić do siebie i odwiedzać, ale to już nie to samo. Jedziemy do ciotki Rachel. Ma duży dom. Chwilowo zamieszkamy u niej, oczywiście póki nie znajdziemy czegoś większego. Starałam się unikać Aramisa. Nie miałam ochoty jeszcze bardziej przywiązywać się do niego, a potem przeżywać rozłąki. Jutro wieczorem wyjeżdżamy. Babcia chodzi za mamą i błaga, żeby jeszcze to przemyślała, żeby została. Mama milczy. Kartony spakowane. Gitara, pamiętnik, telefon w torebce... Chyba wszystko mam. Pora zejść na dół, do rodziny. Zahaczyłam jeszcze o pokój rodziców. Mama stała przy oknie i ślepo wpatrywała się w przestrzeń. Nie chce jej przeszkadzać...
- Hej.. - weszłam do kuchni, gdzie siedział tata z kawą w dłoni.
- Hej. - uśmiechnął się. - Spakowana?
- Tak...
- Nie smuć się.. Zaczniemy od nowa. Razem.. - wstał i przytulił mnie.
- Wiem... - mruknęłam, ale nie byłam o tym przekonana. Poszłam do pokoju cioci Alice. Zapukałam.
- Nie pukaj. - odezwał się wujek Emmett, mijając mnie na korytarzu. - Właz.
- Ona ma kulturę, - wujek Jasper otworzył drzwi. - Wchodź Nik.. - weszłam i zamknęłam za sobą drzwi.
- Ciociu... - zaczęłam.
- Nie.. - przerwała mi. - Nic się nie zmieniło. Wciąż widzę was jak wyjeżdżacie.. - głos się jej załamywał. - Przykro mi...

Zasnęłam dopiero o 3 nad ranem. Wstałam o 11:26. Obudziły mnie krzyki z sąsiedniego pokoju.
- Nie! Nie pozwolę im na to! Będę próbowała! - ten głos bez wątpienia należał do babci.
- To ich życie. Ich decyzja... - ten za pewne był głosem dziadka.
- Nie chce stracić znów dziecka, rozumiesz Carlisle?! Vivi jest moją córką odkąd zjawiła się w naszym domu u boku Edwarda! Jake to mój syn, bo dał szczęście, i  ochronę mojej córeczce. A Nikki... To moja mała wnuczka, moje oczko w głowie.. Bez nich nasz dom już nie będzie taki sam...
- Kochanie... - nie miałam zamiaru tego słuchać. Już i tak ryczałam jak bóbr. Pobiegłam do łazienki i oparłam się rękami o zlew. Spojrzałam w lustro. No właśnie. Kim ja właściwie jestem? Ness przyszła o 13:00. W ciszy siedziałyśmy w pokoju. Nie potrzebujemy słów, by się porozumieć. Widziałam w jej oczach jak cierpi.

 Przyszła pora wyjazdu. Wszyscy stali na ganku, przytulali się...
- Obiecaj, że wrócisz.. - prosiła Ness.
- Obiecuje.. - już po raz ostatni ją przytuliłam.
- Nik.. Pora jechać. - kiwnęłam głową i weszłam do samochodu. Rzuciłam ostatni uśmiech, ostatnie spojrzenie na rodzinę. Później zniknęli mi  z oczu. Chyba zasnęłam...

Obudził mnie krzyk mamy i straszny huk.
- Jacob! Jacob! - zjechała na pobocze.
- Nik zostań! - rzucił tata i razem z mamą wyszedł z auta. Haha.. śmieszne.. Jakby wierzył, że zostanę. Wyleciałam, no dobra wybiegłam, z auta. I co zastaje? Tata (oczywiście na czterech łapach) stoi i kłapie zębami na jakiegoś czarnowłosego...
- Tato stój! - wydarłam się i szybko do nich podbiegłam. Mama znalazła się przy mnie. Moje przeczucie się sprawdziło. Czarnowłosy uśmiechnął się.
- O hej Nik..
- Hej. - odwzajemniłam uśmiech. - Co ty tu..?
- Aaa... Już wyjaśniam. Tylko.. Czy twój tata mógłby ze mnie zejść? Trochę ciśnie... - tata, choć niechętnie, zszedł z Aramisa. Chłopak natychmiast wstał i otrzepał się z piasku. - A więc. Chodzi o to, że... Zrozum. Nie mogę dopuścić do tego, żebyś wyjechała... Bo...
- Bo? - wtrąciła mama. Spojrzałam na nią karcącym wzrokiem.
- Bo... Zależy mi na tobie. I jeśli ty pojedziesz, to ja pojadę z tobą.. - tata warknął. - Za tobą? - poprawił się Aramis. Trwała cisza. Uśmiechałam się do Aramisa. Tata z mamą z pewnością w tej chwili rozważali wszystkie za i przeciw naszego powrotu. Argumenty taty: PRZECIW.
- Cóż... Pora wracać. - przerwała ciszę mama. Rzuciłam się jej na szyje. Nawewt nie zauważyłam, kiedy tata zniknął. Wrócił już jako człowiek. W samych spodenkach.
- Ekhm... - chrząknął. Przytuliłam go z całej siły. Zmierzył Aramisa wzrokiem. Ten tylko sie uśmiechnął. - Wampir...
- Jak widać. - odezwał się czarnowłosy.
- Raczej czuć.. - skwitował tata.
- Jake...- skarciła go mama.
- Nik chodź, wracamy.
- A Aramis? - zapytałam.
- Chyba trafi do...
- Może jechać z nami. - przerwała mama.
- Dziękuję, chętnie. - po chwili siedzieliśmy już w samochodzie. Przez całą drogę powrotną wszyscy milczeliśmy. W końcu dojechaliśmy. Wszyscy wyszli na zewnątrz. Zaczęły sie uściski. Kiedy przywitałam się już z wszystkimi chciałam podziękować Aramisowi. Ale jego już nie było. Podziękuje mu kiedy indziej. Siedzieliśmy do późnego wieczora. Ness i ja poszłyśmy do góry. Musiałam się przecież rozpakować. Po skończonej pracy usiadłyśmy na łóżku.
- I mówisz, że Aramis tak po prostu wgniótł wam dach w aucie.? - dopytywała sie Ness.
- Tak.. - odparłam. - Ale skąd on mógł wiedzieć, że my... - nagle mnie olśniło. - Renesmee! - nie odpowiedziała, tylko zaczęła się śmiać.
- Renesmee Carlie Cullen! Jesteś najwspanialszą kuzynką na świecie! - przytuliłam ją.
- Przecież wiem...
- Nessie! - dobiegł nas głos z dołu. - Pora wracać!
- Tata woła.. Do zobaczenia jutro.. - szczęśliwa wyszła z pokoju. Po godzinie zasnęłam. Byłam w domu. W tym prawdziwym domu...

***

- Puk, puk... - ktoś pukał w moje okno. Co za małpa śmie mnie budzić?
- Nie wujku Jasperze! - krzyknęłam. - Nie idę z ciotką Alice na zakupy! Nawet za 100 $!
- Wcale cię o to nie proszę.. I nie pamiętam, żebym się Jasper nazywał.. - to nie był głos nikogo z członków mojej rodziny. Natychmiast wytrzeźwiałam.
- Aramis! - krzyknęłam.
- Ćśś!! - uciszył mnie. - Póki co twoja rodzina nie wie, że tu jestem. I lepiej niech tak zostanie. Kły twojego taty są imponujące... - zaśmiałam się. - Możesz wyjść?
- Mogę...
- To chodź, Muszę z tobą pogadać. - wyśliznęłam się przez okno.