sobota, 31 października 2015

Rozdział 44 " Co to znaczy?"


- Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie...
- Co? - zmarszczyłam brwi i podeszłam bliżej. Dopiero teraz zaczęłam dostrzegać pewne różnice. Przecież ciocia Bella ma krótsze włosy i lekko pofalowane, a te włosy są długie i proste jak struna. Do tego głos... Głos niby podobny, jednak zupełnie inny. Inny, ale zarazem znany, bliski.
- Co to znaczy? - zapytałam znów. Odpowiedział mi melodyjny śmiech. - Spójrz na mnie. - poprosiłam. Postać przestała się śmiać i powoli zaczęła odwracać się w moją stronę. Gdy stała już na wprost mnie zamrugałam kilka razy.- Aramis weź Lettie.
- Ale... - chłopak znalazł się obok mnie i palcem wskazał osobę przed nami.
- Bierz małą! - nieśmiało podszedł i wziął moją siostrzyczkę na ręce.
- Jakim prawem?! - warknęłam, gdy oboje znaleźli się przy mnie.
- Kochanie... - powiedziała kobieta stojąca przede mną.
- Jakim prawem przybrałeś postać mojej mamy, oszuście?! - warknęłam.
- Niki, co ty..? - kobieta była najwyraźniej niemiło zaskoczona. Podeszła o dwa kroki bliżej.
- Nie ruszaj się! - wyciągnęła rękę w moją stronę. - Nie! - krzyknęłam.
- Dominica to ja... - postać  była coraz bardziej zagubiona. - Nie poznajesz mnie? - spojrzałam jej w oczy. Złote, znajome, kochane oczy.
- To nie możesz być ty. - przełknęłam ślinę. - Moja mama leży tam. - wskazałam drzwi. - Leży tam nieruchomo, bez ducha, pozbawiona wszystkiego, zamknięta i sama.
- Nie. - kobieta podeszła i złapała moje ręce. - Nie, kochanie. To ja.
- To nie ty. - pokręciłam głową. Mimo wszystko nie wyrwałam się. Chciałam, żeby to była ona.
- Niki, co się dzieje? - do pokoju wpadł tata. Znalazł się obok nas. - Veronica? - szepnął.
- To ja... - kobieta pokiwała głową i puściła moje dłonie. - Jake to naprawdę ja.
- To ty! - wpadli sobie w ramiona.  Tata długo nie wypuszczał mamy z objęć. - Nie mogę w to uwierzyć. - szepnął. - Moja Veronica... Moja kochana...
- To ja. - po chwili zorientowałam się, że płacze.
- Jak to możliwe? - zapytałam w końcu. Oderwali się od siebie.
- Po prostu obudziłam się w trumnie. - wzruszyła ramionami. - Wstałam i pierwsze co zrobiłam, to przybiegłam tu.
- To naprawdę ty? - pociągnęłam nosem.
- Ja. - uśmiechnęła się leciutko.
- To ty. - uwierzyłam jej. Te złote, matczyne oczy nie mogły kłamać. - Nie zostawiłaś mnie. - rozpłakałam się i rzuciłam na mamę.
- Nigdy bym cie nie zostawiła, kochanie. - pocałowała mnie w czubek głowy. - Nigdy.
- To wszystko jest niemożliwe. - roześmiałam się.
- A jednak. - mama odsunęła się i spojrzała mi w oczy. - Wreszcie w komplecie. - spojrzała na tatę. Ten podszedł bliżej i pocałował ją.
- Jeszcze nie. - zaśmiałam się. Wyciągnęłam dłoń do Aramisa. Podszedł i chciał wręczyć mi małą Lettie, ale ja pociągnęłam go za rękę.
- Co robisz? - zapytał.
- Jesteś częścią rodziny. - przytuliłam się do niego. - Prawda Lettie? - mała uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech. Nie byliśmy w komplecie, ale odzyskałam matkę. Nie bardzo wiedziałam jak to w ogóle możliwe, ale cieszyłam się jak głupia, bo nie zostałam sama...
***
📨 Liam nie uwierzysz!
📩 Nie uwierzę?
📨 Nie!
📩 Zaskocz mnie księżniczko.
📨 Moja matka żyje. Wróciła do zdrowia! Jest z nami!
📩 Niki... Istnieje wiele niewyjaśnionych zjawisk, ale możliwość, że spalona osoba się regeneruje... To niemożliwe.
📨 Liam, co w tym świecie jest niemożliwe? Istnieją wampiry, czarodzieje, a anioły chodzą po ziemi. Moja mama żyje. Nie postradałam zmysłów.
📩 Naprawdę?
📨 Naprawdę Liaś. Ona żyje. Nie zostawiła mnie jak... Nieważne.
📩 Jak my. Nie jestem głupi. Ale uwierz, że brakuje nam ciebie. Jesteś naszą rodziną i to się nigdy nie zmieni.
📨 Dziękuję. To kiedy mnie odwiedzicie?
📩 Póki co, to niestety trudno powiedzieć. Mamy dużo na głowie.
📨 Szkoda. No cóż, to ja już będę kończyć. Cześć Liaś
📩 Cześć księżniczko. 😊
- Co robisz? - Aramis wszedł do pokoju. Uważnie się mu przyjrzałam. - Co?
- Nic. - uśmiechnęłam się. - Właśnie skończyłam pisać z Liamem. - odłożyłam telefon do kieszeni.
- I co tam u nich? - przysiadł na krawędzi łóżka.
- Dużo roboty, tęsknią. Normalka. - wzruszyłam ramionami.
- Tęsknisz? - usiadł bliżej mnie. - Szczerze. - zastrzegł.
- Cholernie. - przytaknęłam. - Czuję taką pustkę, której w żadnym stopniu nie potrafię załatać. Nikt nie potrafi.
- Jestem przy tobie mała. - przytulił mnie. - Nigdy o tym nie zapominaj.
- Co robiłeś, gdy cię nie było? - zapytałam.
- Byłem obejrzeć rodzinny grobowiec, twierdzę. Nawet znalazłem swój pierwszy strój muszkietera.
- Jak to jest być muszkieterem?
- Kochałem to. - przyznał. - Byłem dumny z tego kim jestem, broniłem swojej ojczyzny, wiary, przekonań. Najbardziej lubiłem kapelusz z piórkiem. - roześmiał się.
- Chciałabym żyć w tamtych czasach.
- Nie chciałabyś.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Jesteś tak piękna, że byłabyś księżniczką. A księżniczka z muszkieterem żenić się nie może. - oparł podbródek o moją głowę.
- Słodki jesteś.
- Ociekam czekoladą.
- Ale ja bardziej. - wytknęłam na niego język.
- Zgodzę się.
- Przestań, bo się rumienię...
- Moja truskaweczka w czekoladzie...
***
20:04
📨 Hej, Zayn. Dawno nie pisaliśmy. Co u ciebie?
20:23
📨 Halo? Żyjesz ty tam?
20:36
📨 Zayn, coś nie tak?
20:47
📨 Odezwij się...
20:57
📨 Zaczynam się martwić.
21:02
📨 Obraziłeś się?
21:13
📨 Zayn!
21:28
📨 Boje się o ciebie. To nie jest normalne. Odezwij się.
21:32
📨 Proszę.
21:44
📨 Potrzebuję Was. Potrzebuje ciebie!
21:56
📨 Co się z tobą dzieje?!
22:07
📨 Zayn, proszę.
22:21
📨 Co z tobą Wayne?!
📰 Nie udało się wysłać wiadomości. Spróbuj ponownie później.
Wkurzona odłożyłam telefon na stolik i dokładnie okryłam się kołdrą. Już ja sobie z naszym Zayn'iem pogadam. Mnie się nie ignoruje, a nasz skarbek powinien to wiedzieć...

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 43 "Kochamy cię. Pamiętaj"

Polecam przed czytaniem włączyć sobie TO

Aramis poszedł wynająć sobie jakiś dom. Tymczasem ja nie wstawałam z łóżka. Ciocia przyniosła mi śniadanie, ale nic nie tknęłam. Tata nie pokazał mi się na oczy. Boi się? Wstydzi? Potrzebuje tego, by mnie przytulił. Usłyszałam, że ktoś uchyla drzwi. Ujrzałam rudą grzywę.
- Cześć. - jej oczy były zaczerwienione. Pewnie też cały czas płakała. - Jak się trzymasz? - zamknęła drzwi i podeszła do łóżka.
- Dobrze... - skłamałam i poczułam jak do moich oczu napływają łzy.
- Dajesz radę? - te słowa załamały mnie. Wybuchłam płaczem. Jak mam się trzymać?! Straciłam matkę! Osobę najbliższą jaką miałam! Nikt nie mógł się z nią równać! Ale ona odeszła... Nie wróci. To koniec. Nessie podeszła i przytuliła mnie.
- Zostawiła mnie... - załkałam w jej ramię. - Ona też! Nie ma jej! Jestem sama Ness. Sama...
- Nie wolno ci tak myśleć.. - dziewczyna potrząsnęła swoją rudą grzywą. - Twoja mama cię kochała i zawsze będzie.
- Gdyby mnie kochała, nie zostawiłaby mnie!
- Oddała swoje życie za życie dziecka. To najpiękniejszy dowód miłości jaki istnieje. Dla ciebie była gotowa zrobić to samo. - zapewniła. - Teraz czujesz pustkę, ale gdy zobaczysz jak Lettie się śmieje, jak bardzo jest podobna do twojej mamy. Twoja pustka choć częściowo się załata.
- Obyś miała rację. - pokiwałam głową, nadal płacząc.
- Every night in my dreams...  - zaczęła nucić. - I see you, I feel you...That is How i know you go on... - wsłuchałam się w te piękne słowa i po chwili sama zaczęłam śpiewać.
- Love was when i loved you one truth Time i hold you. In my life you always go on...
- One small you open the door... - usłyszałam męski głos i zamrugałam kilka razy. Spojrzałam w stronę drzwi. O ścianę opierał się nie kto inny jak mój ojciec we własnej osobie. - Mama kochała tą piosenkę.
- Zostawię was. - szepnęła Ness i cicho wyszła.
- Czemu ze wszystkich pragnień na świecie wybrałem ciebie? - zanucił.
- To twojej dłoni przecież dłoń moja od zawsze szuka... - dokończyłam.
- Gwiazda co w rzece się ciągle przegląda tez tego nie wie... - tata podszedł do mnie i usiadł obok. - Nie wolno ci myśleć, że kogokolwiek kocham bardziej niż ciebie, mamę i Lettie. Jasne? - ujął moją twarz w swoje wielkie dłonie. - Kocham cię. - przytuliłam się do tego wielkiego serca. Bijącego dla mnie i Lettie. Kiedyś również dla mamy. Ale to było kiedyś.

***Trzy dni później***

Stoję już trzecią godzinę nad ciałem własnej matki. Ubrana w czarną suknie, która doskonale oddaje mój nastrój, uczucia. Moje wnętrze. Nie istnieje nic co może ukoić mój ból.
- Wiesz... - zaczęłam cicho kładąc dłoń na wieku trumny. - Pamiętam każdą kłótnię, każdą. Tą moją i twoją, taty, wujka Edwarda. I dopiero teraz uświadamiam sobie, jak niepotrzebne były, zbędne, tak bardzo zwierzęce... Zawsze mi powtarzałaś, że nieważne jak długo jest się wampirem. W każdym z nas dalej żyje człowiek, dusza. Każdy z nas ją ma. Bo gdyby nie ona, nie bylibyśmy zdolni prawdziwie kochać. Gdybyś ty jej nie miała, nie oddałabyś życia za Lettie. Obiecuję... Obiecuję, że zajmę się nią jak najlepiej potrafię. Słyszysz? - ostatnie łzy zadudniły o drewnianą płytę ze złotym krzyżykiem. - Twoja ofiara nie pójdzie na marne. - przez chwilę pragnęłam uścisnąć jej rękę, ale wiedziałam, że nie wytrzymałabym takiego widoku. Przy drzwiach jeszcze raz się obejrzałam.
- Kocham cię. - powiedziałam i wyszłam. Przemierzałam dom, rozglądając się dokoła. Szukając choć małej iskierki życia. Wszystko uszło wraz z Nią. Powoli udałam się do pokoju Lettie. Czuwała przy niej ciocia Rose. Nie powinno mnie to dziwić. To ona zastąpi matkę Nicolette. Lecz nie mnie. Przykro mi, ale nie. Usłyszałam dźwięk telefonu i pobiegłam do swojego pokoju. Chwyciłam urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. "Liam" O nie... Odebrać? Powiedzieć? Skazać siebie na kolejne rozklejenie? A może mi ulży. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i drżąca ręka powędrowała do ucha.
- Cześć księżniczko. - powiedział cicho.
- Hej Liam... - przełknęłam ślinę.
- Czemu nie powiedziałaś?
- Czego? - zmarszczyłam brwi.
- Wiesz czego. O twojej mamie.
- S... Skąd wiesz? - głos coraz bardziej mi drżał.
- Dostaliśmy list. Chyba od twojej cioci Alice. U dołu było tylko "A"...
- Oh. - pokiwałam głową. - Ja po prostu nie chciałam was martwić.
- Martwić? Jesteśmy przyjaciółmi, rodziną. Nigdy o tym nie zapominaj.
- Przepraszam. - otarłam pierwszą łzę.
- Jesteśmy z tobą. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Kochamy cię. Pamiętaj.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Wybacz, ale muszę kończyć. Mamy trening. Będę czekał na twój telefon. - zapewnił.
- Dzięki, że zadzwoniłeś. Też was kocham. Na razie. - rozłączyłam się. Rzuciłam telefon w kąt i pobiegłam poszukać cioci Alice. - Wysyłałaś list do chłopaków?! - zapytałam, gdy natknęłam się na nią w korytarzu.
- Chłopaków? - spojrzała na mnie pytająco.
- No. - pokiwałam energicznie głową.
- Nawet nie wiem gdzie są. - wzruszyła ramionami, wyminęła mnie i poszła dalej. Ona też nie może znaleźć dla siebie miejsca. Nikt nie może. Nawet ciocia Rose, która tak cieszy się z Lettie, zmieniła się. Jest cichsza, bardziej opanowana, smutna. Skoro to nie ciocia Alice, to kto wysłał ten list? Na chwile pojawiła się pewna myśl, ale natychmiast ją odgoniłam. Aramis? Nie. On ich nienawidzi. Z wzajemnością. Chociaż, może mi...
- Jestem. - ktoś przytulił mnie na powitanie. Lśniące, czarne włosy, złote oczy.
- Cześć. - uśmiechnęłam się leciutko. - Musimy porozmawiać.
- Jasne. - kiwnął głową. Udaliśmy się do mojego pokoju.
- Ktoś wysłał do chłopaków list, podpisując się literką A. Wiesz, kto to mógł być? - zapytałam, siadając na łóżku.
- Alice? - rzucił.
- Wykluczone. - pokręciłam głową. - Nie wie gdzie przebywają. Wiem, że to trochę dziwne, ale czy to nie ty?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Zawsze podpisywałeś się literką A. Więc może...
- Za dobrze mnie znasz... - spuścił głowę.
- Dlaczego to zrobiłeś? - otworzyłam szeroko oczy.
- Cierpisz. Choć z trudem to przyjmuje, oni są w stanie ukoić twój ból. Na pewno nie całkiem, ale w jakimś stopniu. ON potrafi to, czego ja nie. Potrafi sprawić, że uśmiechasz się w najgorszych momentach życia. Jeśli ON sprawi, że uśmiechniesz się choć na chwilę, jestem gotów zrobić wszystko, by go tu sprowadzić.
- Naprawdę cie nie rozumiem.
- Nie musisz. - westchnął. - Czasami ja sam siebie nie potrafię zrozumieć. A teraz bądź tak miła i obiecaj mi, że będziesz odbierała telefony od nich.
- Obiecuje. - zapewniłam.
- Świetnie. - chłopak uśmiechnął się.  - Idziemy do Lettie? Chciałbym w końcu ją zobaczyć.
- Jasne. - pokiwałam głową. Razem udaliśmy się do pokoju mojej siostry. Zapukałam i cichutko weszliśmy. Ciocia Bella stała do nas tyłem i karmiła małą mlekiem z butelki.
- Ciociu, możemy? - zapytałam podchodząc nieco bliżej. Odpowiedział mi melodyjny śmiech.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie...

***

Powracam wredna ja z kolejnym (mam nadzieje, że z dłuższym) rozdziałem. Tak jakoś ostatnio coś mnie naszło i w godzinę był gotowy :D

wtorek, 13 października 2015

Rozdział 42 " Co znaczy już?"

- Ja muszę tam wejść!,- krzyczałam do wujka Jaspera, ale on jakby nie słyszał moich próśb. Dalej trzymał mnie w żelaznym uścisku. Poczułam falę miłego ciepła, które rozchodziło się po całym moim ciele. - Nie chce być spokojna! Wsadź se ten spokój! - warknęłam i zacisnęłam paznokcie na przedramieniu blondyna.
- Nie pomożesz im już. - powiedział opanowany. Na chwilę przestałam się szamotać.
- Już? - zmarszczyłam brwi. - Co znaczy już? - spojrzałam w złote oczy wujka. Milczał. - Co znaczy już?! - powiedziałam nieco głośniej. Dalej nic. Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Stanęła w nich ciocia Bella.
- Znaczy, że już za... Za późno... - w tej chwili poczułam jak miękną mi kolana. Wszystko co działo się wkoło straciło sens. Aramis czekający w pokoju, ciocia Rose z Lettie na rękach. Już nic się nie liczyło, bo Jej nie ma. . Odeszła. Zostawiła mnie. Osunęłam się na ziemię. Zaczęłam tępo wpatrywać się w ścianę. Moje oczy produkowały litry łez, a ja miałam to gdzieś. Nadal nie mogłam przetrawić tej informacji. Jej już nie ma. Nie wróci. Przede mną usiadła czarna postać. Zamrugałam kilka razy. Poczułam lodowatą dłoń na swojej. Bez słowa przytuliłam się do Aramisa. Nie obchodziło mnie już co było kiedyś. Potrzebowałam czyjegoś uścisku. Nie takiego, który powie nie płacz. Tylko takiego, który pozwoli mi płakać kilka godzin i nie puści już nigdy. Nie wiem jak długo siedzieliśmy pod tą ścianą. Godzinę? Dwie? A może dzień? 10 minut?
- Chcesz się z nią pożegnać? - zapytał cicho Aramis.
- Z czym? Zwęglonym popiołem? - usłyszałam głos wujka Emmetta. Zaniosłam się jeszcze większym płaczem. To tylko tyle z niej zostało?! Nic więcej?! Tylko na tyle zasłużyła po latach cierpień?! Nie dość, że straciła ukochanego Bena, przez długi czas żyła sama, z dala od prawdziwej rodziny, na 3 lata zyskała mnie i tatę, a teraz już koniec?! To tym jest życie. Ciągłym katuszem, który wykorzystuje nas w każdym stopniu. Sprawdza ile każdy z nas może wycierpieć, po czym zostawia jako zwęglone, nic nie warte zwłoki?
- Muszę zadzwonić do Liama... - szepnęłam, odrywając głowę od klatki piersiowej Aramisa. - Gdzie mój telefon? - zapytałam, uderzając kieszenie swoich spodni. W końcu wyczułam mały prostokątny przedmiot. Drżącymi rękami wybrałam numer i przyłożyłam telefonów do ucha. Po chwili w słuchawce rozległ się głos. Niebiański głos pewnego bruneta.
- Tak? - zapytał.
- Cz... Cześć Li. - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Cześć księżniczko. Miło w końcu cię usłyszeć. Masz jakąś sprawę? Czy dzwonisz, bo chcesz się z Lou i Nialla ponabijać?
- Właściwie to... - urwałam. Czy jest sens obarczać ich moimi problemami? Przecież mają własne. Demony i te sprawy... - Chciałam słyszeć twój głos. - pociągnęłam nosem. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam.
- Płaczesz?
- Mam katar. - wymusiłam śmiech, aby Liam już nie drążył tematu.
- To dobrze. - podsumował. - Myślałem, że może coś nie tak. - przełknęłam ślinę.
- Wybacz Li, ale muszę kończyć. Ma... Tata mnie woła.
- Zadzwoń jeszcze.
- Obiecuje. - uśmiechnęłam sie i nacisnęłam czerwony przycisk. Telefon powędrował do kieszeni.
- Czemu mu nie powiedziałaś? - Aramis podszedł i przytulił mnie.
-Mają własne problemy. - wzruszyłam ramionami. - Nie chce ich obarczac jeszcze swoimi. Ciebie tez nie. - Spojrzałam mu w oczy.
- Twój problem jest moim problemem. - wyszeptał mi we włosy
- I tak już zostanie.
- To miłe. - uśmiechnęłam się.
- To prawdziwe. Pamiętaj, że wampir zakochuje się raz na całe życie.


***


- Zayn! - biegłam przez las, nie mogąc złapać tchu. - Zayn! - wszędzie było ciemno, a ja mimo swojego wyczulonego wzroku słabo widziałam. - Odezwij się! Potrzebuje cię! Potrzebuje! - potknęłam się o kamień i wylądowałam na suchych liściach. Zaczęłam się czołgać.
- Niki?! - usłyszałam ten piękny głos Mulata. - Kocham cię! Pamiętaj! A teraz uciekaj! Bądź szczęśliwa!
- Zayn! - krzyknęłam na cały głos. Odpowiedziało mi krakanie ptaków. Nie miałam sił już dalej się czołgać. Po chwili dostrzegłam postać, wyłaniającą się z mroku. Zmrużyłam oczy.
- Lucas?! - zapytałam. Odpowiedział mi tylko nikły uśmiech. Po chwili obok niego pojawiła się Renesmee.
- To dla twojego dobra. -,szepnęła. Przed oczami ujrzałam martwe ciało Zayna.
- NIE!!! - krzyknęłam. Cały las wypełnił mój zrozpaczony głos. Poczułam jak oplatają mnie silne ramiona.
- To tylko zły sen. - szeptał Aramis. - Wszystko będzie dobrze.