*Poniedziałek*
_Oczami Niki_
Jesteśmy w drodze do szkoły. Zdecydowałam. Gdy tylko zobaczę Aramisa powiem mu o Nocnych Łowcach. Chce z nim skończyć, ale.. za bardzo go kocham, żeby pozwolić mu umrzeć. Jeszcze. Już niedługo będzie mi obojętny.
- Niki! Wysiadamy?
- Tak, tak już. - ledwo wysiadłyśmy z auta Aramis już do nas podbiegł.
- Niki proszę.. - zaczął swoje wywody. - Porozmawiajmy..
- Dobrze.. - odeszłam z nim kawałek, zostawiając za sobą oszołomioną Ness.
- Niki ja...
- Poczekaj. - przerwałam mu. - Jedyne co chcę ci powiedzieć, to to że chce o tobie zapomnieć. Raz, a na zawsze. Jesteś potworem Aramisie i dobrze o tym wiesz. Chcę cię tylko i wyłącznie ostrzec przed Nefilim. Pilnują cię.. - odwróciłam się, ale on złapał mnie za rękę. Bezskutecznie próbowałam się wyrwać.
- Posłuchaj. Jestem wampirem. To moja natura. Nie zmienię jej.
- My jakoś potrafimy..
- Nie żywisz się krwią ludzi od ponad 500 lat. Nie wiesz jak to jest..
- Racja. - przyznałam mu rację. - Nie wiem i nie chcę, nie chcę być potworem.. - puścił moją rękę.
- Potworem? - chwycił moją twarz w obie dłonie. Tonęłam w jego czarnych oczach. - Nigdy nie byłem potworem...
- Jeśli nie potworem to kim? Zabijałeś ludzi.. Przez całe swoje życie! Zakichane pięćsetletnie życie! - ludzie stojący wkoło nas zaczęli nas obserwować. Spojrzał za mnie i chyba coś dostrzegł, bo stał się strasznie nerwowy.
- Skoro tak... Spełnisz tylko jedną moją prośbę? - w sumie.. nie mam nic do stracenia. Chyba.
- Jaką? Streszczaj się..
- Pocał...
- No siemanko Domi! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Problem w tym, że nie chciałam go słyszeć. Czemu? Czemu? Czemu? Czemu?! Wyrywając się z uścisku Aramisa, odwróciłam się i spojrzałam w stronę, z której dochodził głos.
- Wayne... - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Ku mojej rozpaczy za nim szło czterech jego kumpli. - Lubisz mnie wkurzać co?
- To moje ulubione zajęcie.. - uśmiechnął się. - A co tam u ciebie staruszku? Skleroza nie dokucza? - spojrzał na Aramisa.
- Nie macie ciekawszych zajęć? - odparował czarnowłosy.
- Ostatnio wymyślam najboleśniejsze sposoby, żeby cię ukatrupić...
- Ty masz ewidentnie problem z samym sobą.. Nie myślałeś, żeby udać się do psychologa?
- Już kilka razy mu to mówiłem.. - wtrącił się blondyn o niebieskich oczach.
- Niall... - odparł Zayn.
- Niestety... bez skutecznie jak widać, choć...
- Niall...
- Zayn nikogo praktycznie nie słucha, więc...
- Cholera Niall! Zamkniesz się w końcu?
- A zmusisz mnie? - Niall głupawo się uśmiechnął.
- A wątpisz w to? - Wayne zwrócił się do blondaska. Pomiędzy nich wszedł chłopak z loczkami.
- Ogarnijcie się... - przerwał. - Mamy co innego do roboty. A ty... - wskazał palcem na Aramisa. - Wiedz, że cię obserwujemy...
- Uważaj bo się przestraszę... - mruknął Aramis. Wyminął mnie i skierował się w stronę budynku szkolnego.
- Nie ma za co.. - uśmiechnął się Zayn. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i już chciałam wracać do Ness, kiedy coś, a raczej ktoś mnie zatrzymał.
- Jestem Harry. - uśmiechnął się loczek.
- A ja Niall.. - dodał blondynek. Jakbym nie wiedziała...
- Ten z niebiesko-zielonymi gałami to Louis, a ten obok Liam.. - wskazał pozostałych Zayn. - Czyli wszystkich już znasz.
- A kim jest twoja urocza towarzyszka? - zapytał Louis, wskazując na Ness.
- Renesmee... chodź! Pomóż!.. - poprosiłam. Ness doszła do mnie lustrując chłopaków wzrokiem. - Zayn, Liam, Louis, Niall, Harry... - wskazałam chłopaków po kolei. Chyba żadnego nie pomyliłam..
- Czemu ja ostatni? - oburzył się loczek. - To niesprawiedliwe..
- Życie ogólnie jest niesprawiedliwe... - podsumowałam i ciągnąc Ness za sobą poszłam na pierwszą lekcję.
Siedziałam i bazgroliłam sobie w zeszycie. Ness podziwiała swoje paznokcie. Oczywiście musiał się przykrakać Lucas.
- No hej piękna. - uśmiechnął się do Ness. Ta oczywiście lekko się zaczerwieniła. Rzygam! Co ona w nim widzi. Te ulizane kłaki od miotły? - Co tam u ciebie?
- Stare dzieje... - uśmiechnęła się ruda.
- W piątek jest dyskoteka, wpadniesz? - i stało się to, czego najbardziej się obawiałam. Ness popadła w dhampirowy szok. - Emm Ruda?
- Tak, przyjdzie. - odpowiedziałam za nią. - Teraz już bierz zad w troki i won na swoje miejsce, bo przeszkadzasz mi w podziwianiu podłogi.
- Ty podziwiasz podłogę?
- Wole podziwiać podłogę niż twój krzywy ryj... - uśmiechnęłam się. Włożyłam w to tyle jadu ile tylko potrafię.
- Ale to było zabawne.. - rzucił i odszedł.
- Ness! Ocknij się! Poszedł już... - powiedziałam i wróciłam do zeszytu.
- C..Co? Ja? Palnęłam? - zapytała nieśmiało.
- Sęk w tym, że nic..
- O nie! - ukryła twarz w dłoniach. - Znowu kompletnie się skompromitowałam.. O matko! I co on sobie pomyślał.. - i znów zaczęła nawijać sama do siebie, o tym co też ten idiota sobie o niej pomyślał.
- Zawsze tak na nią działa? - podniosłam głowę znad zeszytu.
- Idź sobie.. - jęknęłam.
- Ale ty miła jesteś...
- Wiem! - uśmiechnęłam się. W tej chwili doszedł do nas Louis. - A teraz won! Przyćmiewacie mi blask tej jakże zajmującej podłogi.
- Myślałem, że rysujesz.. - Zayn wskazał na zeszyt.
- Gdy cię zobaczyłam wena ze mnie uszła..
- Muszę częściej do ciebie przychodzić...
- Won! - wrzasnęłam. Widać poskutkowało. Oboje zaczęli powoli wycofywać się do tylnych ławek.
- Co ona okres ma? - usłyszałam cichy szept Louisa. Odwróciłam się i zobaczyłam tylko jak Zayn wzrusza ramionami.
Reszta lekcji minęła w miarę dobrze. Nie pomijając tego, że Zayn co chwila podłaził i rzucał jakieś szalenie "mądre" uwagi. Na lekcjach ciągle czułam wzrok Aramisa na sobie. Co on zamierza mnie pilnować czy jak? Mam już dość.. Zbawienny koniec lekcji! Tak! Idąc do auta marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do domu i położyć się na łóżko, zamykając uprzednio drzwi na klucz. I w tym momencie drogę zagrodziła mi czarnowłosa piękność.
- Uważaj na nich... - ostrzegł mnie Aramis. - Nie są tacy święci, za jakich się podają.
- Są aniołami.. Jacy mają być jak nie święci? - przerwała Ness.
- Nunquam esse nimis diligentes ... ( Ostrożności nigdy za wiele..)
- Verum est hirudo. Vigilate.. ( To prawda pijawko. Uważaj...) - obok mnie pojawił się Harry. Aramis wydał tylko cichy syk i oddalił się. - Widziałaś Zayn'a? - zapytał pogodnie loczek. Czy ten jego uśmieszek nigdy nie znika mu z twarzy?
- Nie. - odparłam. - I nie chce.
- Siemka! - to Zayn. Znów Zayn. - Co tam dziewczyny?
- Idź sobie! - rzuciłam i pobiegłam w stronę samochodu.
- Miłe powitanie!
- Idź sobie! - wrzasnęłam.
- Miłe powitanie.. - skwitował wujek Jasper, siedzący za kierownicą.
- Możemy już jechać? - poprosiłam.
- Możeby tak poczekać na Ness?
- Renesmee! - otworzyłam szybę i wydarłam się. - Do auta!- nieco przerażona, ale znalazła się w samochodzie.
- No.. - powiedziałam. - Możemy jechać. - Gdy tylko wpadłam do domu rzuciłam torbą w wujka Emmetta. To był celny rzut. Problem w tym, że wujek go złapał. Celował we mnie, ale ja na własne nieszczęście się uchyliłam. Torba trafiła w wazon z XVI wieku. Sprzątając odłamki nabijałam się z wujka Emmetta za jego celność. O 19 miałam iść na patrol z tatą, Sethem, i resztą. Miałam jeszcze trochę czasu. Wykorzystałam go na serial.
Po godzinie obwąchiwania lasu natknęliśmy się na cos. Mianowicie człowieka. Chociaż.. Nie tyle człowieka co jego zwłoki. Leżał nieruchomo, zimny z otwartymi oczami.
- To nie jest robota zwierzęcia... - usłyszałam myśli taty.
- Ani człowieka.. - odpowiedział Seth.
- Wampir? - zapytałam. Jedyne co usłyszałam to ciche pomruki.
- Trzeba porozmawiać z Carlisle'm. - powiedział w końcu tata. - Na dzisiaj koniec. Wracajcie do domu. - W domu zwołaliśmy naradę w salonie.
- Gdzie natknęliście się na trop? - zapytał dziadek.
- Południowa Kanada. - odpowiedziałam. - Niedaleko Meksyku. - co jak co, ale na geografii to ja się znam.
- Przecież to już nie wasze tereny.. - wtrąciła mama.
- Nie zaszkodzi sprawdzić..
- Wracając... - przerwał wujek Jasper. - Trzeba się tam wybrać. Może Al coś zobaczy.
- Ale to jutro.. - wtrąciła babcia.
- Dlaczego? - zapytał wujek Emmett. - Noc jeszcze młoda.
- Masz racje.. - odezwała się mama. - Dlatego my wszyscy pójdziemy do zbadać, a ty zostaniesz z dziewczynami.
- No chyba nie.. - misiek roześmiał się.
- Niki pakuj sie. Zadzwonie do Edwarda. Będziesz dziś spała u Ness. Tylko kto z nimi zostanie? - mama rozejrzała się po pokoju.
- Ja! - zgłosiła się ciocia Rose.
- To postanowione.. - odezwał się tata. - Mała idź na górę i się pakuj.
- Nie jestem mała! - rzuciłam i pobiegłam po kilka niezbędnych rzeczy. Ciekawa jestem, czy znajdą tego nowego wampira...