_Oczami ViVi_
Przez całą noc siedziałam z Nikki. Bałam się, że Jane straci kontrolę. Na szczęście nie zbliżała się do pokoju małej. Dziś święta... Szczerze? Boję się jak to będzie wyglądać. Mieliśmy pójść na polowanie wszyscy razem. Może to i dobry pomysł... Jacob zostanie z Ness i Nikki, a Jane pójdzie z nami. Wiem jedno. Nie spuszczę jej z oczu przez całe święta. Do pokoju wszedł Edward:- Nie przesadzasz aby?
- Nie wiem o co ci chodzi...
- Wiesz, wiesz.
- Lubisz grzebać w moim mózgu co?
- Hobby.. - uśmiechnął się. - Spójrz za okno. Jesteś wściekła na Jane... Na dworze szaleje burza. To chyba nie przeze mnie?
- Twoja wścibskość wszystkich wkurza... Masz wyjaśnienie!
- Aj tam... Wścibskość... Rozumiem, że boisz się o swoją rodzinę, ale Jane nie jest aż taka zła. Czytałem w jej myślach. Ona na serio chce się zmienić i... - zaciął się.
- Co i?
- I... nieważne...
- Ważne! Gadaj...
- Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz... Nawet Jake'owi.
- No dobra...
- Ona się chyba zakochała....
- Że, wścibski wampirze, co?! - wstałam i podeszłam do niego. Zaśmiał się.
- Ona postrzega Quila jako...
- Quila?!
- Ciszej, obudzisz małą...
- Quila?! Jane i Quil? - ściszyłam głos.
- Na to wygląda.
- Walnij mnie, bo w to nie wierze...
- Lepiej nie.. Jeszcze se u Jacoba nagrabię... - przerwał nam ziew mojej córki.
- Choinka! - krzyknęła, odrzuciła kołdrę i popędziła na dół. Zamierzałam pójść za nią, ale Edward chwycił mnie za ramię.
- Popadasz w paranoje... - szepnął.
- Wcale nie! - sprzeciwiłam się.
- Chciałaś za nią iść...
- A wcale, że nie!
- To po co chciałaś iść?
- Obudzić Jacoba... - wycedziłam bez przekonania.
- To idź.
- No IDE... - poszłam do pokoju Jake'a, by go zbudzić. Wystarczyło tylko pogłaskać go po policzku.
- Hmm.. To lepsze niż kubeł zimnej wody... - mruknął wyłażąc spod kołdry. W tej samej chwili usłyszeliśmy krzyk Nikki. Zeszłam na dół, by zobaczyć co się stało. Byłam przygotowana do rozerwania Jane na strzępy. Zamiast tego stanęłam jak wryta.. W salonie zamiast fortepianu Edwarda stała wielka kolorowa choinka, a obok niej Jane.
- Pomyślałam, że ci się spodoba.. - zwróciła się do Domi.
- Jest piękna! Przepiękna! Cudowna! Dziękuję ciociu! - mała podbiegła i przytuliła Jane. Ta, choć lekko zdziwiona, odwzajemniła uścisk. Za moimi plecami stanął Jake.
- Ja śnie? - zapytał widząc to samo co ja.
- Nie... - mruknęłam.
- Walnij mnie, bo w to nie wierze... - odwróciłam się i wyrwałam mu pęk włosów.
- Auć! - zawył.
- Teraz wierzysz? - zapytałam. Kiwnął głową i poszedł na górę. Do salonu wszedł Emmett.
- Siostrzyczko droga ogarnij się! - zażądał.
- Co znowu?! - zapytałam mierząc go wzrokiem.
- Na dworze szaleje burza, a mnie omal piorun nie trafił! Możesz przestać się wściekać?
- Zobaczę co da się zrobić. - uśmiechnęłam się. Do pokoju wszedł Jasper.
- Gotowi na polowanie? - kiwnęłam głową i odwróciłam się w stronę blondyna. Zgarnęłam po drodze Eda i po chwili wszystkie wampiry były na werandzie.
- Panie na wschód, my na zachód... - zaproponował Emmett.
- A ty i panie to co innego? - zakpił Jasper.
- Chłopcy! - skarciła ich Esme.
- Głodna jestem... - mruknęła Alice. - Chodźcie.. - Ja i Bella odłączyłyśmy się od Esme, Rose, Alice i Jane i pobiegłyśmy dalej.
- Boisz się? - zapytała Bella.
- Tak... - odpowiedziałam bez namysłu.
- Widzę, że nie jestem sama.. Edward sądzi, że Jane na prawdę chce się zmienić i nie zamierza atakować ludzi. Chce zasłużyć na wstąpienie do rodziny...
- Rozmawiałam o tym z Edem, ale... mimo wszystko... Rozumiesz...
- Tak. Rozumiem doskonale... To co? Najedzona? Wracamy? - po 10 minutach doszłyśmy do Rose, a później odnalazłyśmy chłopaków. Okazało się, że Alice, Jane i Esme wróciły szybciej do domu. Esme chciała przygotować jakąś ucztę dla Jacoba, Billy'ego, Ness i Nikk. Uwielbia gotować, a ma do tego tak mało okazji. Gdy byłam człowiekiem jadałam jej potrawy. Były naprawdę przepyszne. Szkoda, że teraz jak je widzę, to zbiera mi się na wymioty. Ale opłatek zjem... Każdy z nas zje choć trochę. Według Edwarda to nie ma najmniejszego sensu, bo my i tak nie mamy dusz. Moim zdaniem to bzdura. Nawet najpodlejsza istota na tej ziemi ma duszę. Dodatkowo nikt z nas nie miał wyboru. Staliśmy się wampirami, czy to się nam podoba, czy nie... Zastaliśmy Jane, Jacoba, Alice, Rose, Nikki i Ness grających na PlayStation. Dołączyłam do nich. Zeszło nam do 16. O tej godzinie wszyscy zaczęli przygotowywać się do wigilijnej kolacji. Umyłam Domi i przebrałam. Gotowi we trójkę zeszliśmy na dół. Pod choinką stała masa prezentów. Nic dziwnego. Nasza rodzina liczy już 13 osób. 13 osób w jednym domu... a 14-sta miała przybyć. Stół prezentował się idealnie. Dawniej, gdy mieszkałam z rodzicami, tyle potraw starczyło na 3 dni świętowania dla 5 osób, ale teraz wiem, że na jutro już nic nie zostanie. To te wilcze żołądki... O 17:30 przybył Billy. Wszyscy stanęliśmy wokół wigilijnego stołu. Zaczęło się składanie życzeń, uściski, buziaczki. Pomijając fakt, że Emmett prawie mnie zgniótł, Jacob wycałował za wszystkie czasy, a Esme poleciało kilka łez, było całkiem, całkiem. Przełamałam się i podeszłam nawet do Billy'ego. Zobaczyłam na jego twarzy szeroki uśmiech. Przez chwilę zastanawiałam się czy podejść do Jane, ale ona zrobiła to pierwsza.
- Życzę ci... - zaczęła. - Aby twoje życie zawsze było takie pełne miłości, wzajemnego zaufania... I abyś potrafiła też zaufać mi. Wiem, że przyjdzie to z czasem, ale... Naprawdę chcę się zmienić...
- Jane ja... Mam nadzieję że rozumiesz moje obawy... - powiedziałam, ułamałyśmy troszkę opłatka i na tym się skończyło. Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć... Patrzyliśmy jak Billy, Jake, Ness i Nikki wcinają.
- Pora na śpiewanie! - zapowiedziała Esme. Nessie i Dominica usiadły do pianina. Edward stanął nad nimi. Ja wzięłam śpiewnik i zaczęłam:
Lulajże Jezuniu, moja perełko,
Lulaj ulubione me pieścidełko,
Po chwili dołączyła reszta. Śpiewaliśmy, kołysając się w rytm muzyki. Dziewczynki ani razu nie pomyliły choćby jednej nuty. Po tej kolędzie było wiele innych.Te trudniejsze zagrał Edward. Właśnie tak wyobrażałam sobie te święta. Wszyscy uśmiechnięci siedzą przy wielkiej choince. Ja wtulona w Jacoba, Nikki siedzi mu na kolanach, Edward gra i wszyscy śpiewają. Rodzinną sielankę przerwał dzwonek. Wszyscy zdumieni, popatrzyli po sobie.Nikt nie spodziewał się gości. A jednak. Carlisle poszedł otworzyć i wrócił prowadząc za sobą gościa. Ile ja bym dała, żeby był to zbłąkany wędrowiec. Niestety. Był to Demetri.
- Mam wiadomość dla Jane. - oznajmił.