sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział V

- Veronica? - to Carlisle. On zawsze wszystko wyczuje. Jest jak prawdziwy ojciec.
- Widze, że przed tobą nic się nie ukryje.. - uśmiechnęłam się do niego przez łzy. - Słyszałeś naszą rozmowę?
- Bo ja... Nie chciałem was podsłuchiwać czy cos... Po prostu goniłem łosia i on dotarł aż tutaj.. Usłyszałem waszą kłótnie i balem się, że Jacob wkurzy się porządnie, straci nad sobą kontrolę  i coś wam zrobi...
- Aaaaa to... Nie. Jake ma nad sobą całkowitą kontrolę.. - uspokoiłam go.
- A jednak, jego słowa nie dają ci spokoju?
- Nie wiem, jak on mógł cos takiego powiedzieć.. A nawet pomyśleć.
- Wilki są inne niż wampiry. Musisz mu dać trochę czasu. On też powinien wszystko sobie ppukładać.
- Masz racje.. IDE zapolować. Zgłodniałam.
- Uważaj! Jasper spija wszystkie pumy w okolicy. Chyba ma wilczy apetyt. Zaliczył już 8..
- Dziękuje.. - przytuliłam się do niego. - ...tato... - mocniej odwzajemnił przytulasa. Oderwałam się i pobiegłam coś przekąsić.. Po dwóch tygrysach byłam pełna. Ale nie chciałam wracać jeszcze nie. Świtało. Było ok. 7:30. Czułam to przez skórę. Godzinę spedziłam spacerując po górach. W końcu postanowiłam wrócić. Jake spał w sypialni, a Nikki u siebie. Zabrałam się za śniadanie dla małej. Naleśniki z dżemem truskawkowym. Jej ulubione. Jake wstał i przyszedł do kuchni. Rose, która pomagała mi nakryć do stołu dla Jacoba i Domi wyszła. Obdarzyła mnie uśmiechem, a mojego męża wrogim spojrzeniem. Jacob nie raz zalazł jej za skórę. Głównie chodziło im o sprawy związane z Nikki. Wilk podszedł do mnie gdy nakładałam naleśniki ba talerz. Objął mnie w talii, a ja szybko i z lekką wściekłością strzepałam jego ręce. Nie miałam zamiaru tak łatwo mu wybaczyć. Nie po tym co powiedział.
- Długo będziesz się tak na mnie boczyć? - zapytał. Nie odpowiedziałam. Poszłam za to do pokoju Dominicki by ją obudzić.  Na schodach natknęłam się na nią.
- Hej piękna ! - przytuliłam ją i zniosłam na dół.
- Cześć mała! - przywitał ją Jake i pocałował w czoło. Położyłam przed córcią wielki talerz naleśników. Życzyłam smacznego i wyszłam.

_Oczami Jacoba_

- Tato.. - zaczęła mała. - Co będziemy dzisiaj robić?
- Dzisiaj... Poucze cię samokontroli. To bardzo ważne.
- Wujek Jasper nam pomoże?
- Z radością.. - odpowiedział Jasper, wchodząc do kuchni. - Nie za szybko na naukę samokontroli?
- Nikki potrafi zmienić się już od pierwszych dni życia. A samokontrola to najważniejsze co może być w życiu wilka.
- W sumie... Zjedzcie. Czekam na dworzu. - powiedział i wyszedł. Szczerze? Nie miałem głowy do nauki Nikki. Ostatnio tyle się dzieje. I jeszcze ta kłótnia. Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. Czasami zapominam, że moja ukochana to wampir. Jest zupełnie inną istotą nuż ja.  Co wkurza mnie najbardziej? W momentach naszych kryzysów głos Lei: " Zostaw ją. Ona na ciebie nie zasługuje." A potem karcący głos Sama: Lea!  Daj im spokój! To nie twoja sprawa!! Serio, żałuje że ta telepatia wilków istnieje. W takich sytuacjach nie powinna być aktywna. Natomiast w sytuacjach potrzebnych np. jak ta z Quilem, nie wiem czemu ale telepatia zawodziła. Nie słyszałem Quila. Po prostu pustki. Ale ja teraz nie o tym. Jak udobruchać moją żonę?? Mieliśmy już kilka kłótni, ale o błahostki. Np ta kiedy wkurzyła się na mnie za to, że spędzam z moją sfora więcej czasu niż z rodziną. Przecież byłem alfa.. Musiałem nimi kierować. Nie dogadywalem się z Samem i dlatego stworzyłem własną sfore. Nie żałuje. To bardziej zaufaną grupa, w której i Nikki jest bezpieczna. Żyjemy z Samem i jego wataha w zgodzie. Problem? Słyszymy ich myśli a oni nasze. Mimo wszystko na miano najbardziej wkurzającej istoty z pewnością zasłużył Jared a zaraz po nim Quil... No właśnie Quil...
- Tato!! - Nikki wybudziła mnie z rozmyślań. Pora na naukę. Wyszliśmy przed dom, gdzie już czekał Jasper.
- Dobra.. - zacząłem. - Nikki słuchaj uważnie. Wujek Jasper zacznie cie denerwować, ty będziesz czuła że powoli się zmieniasz. Twoim zadaniem jest nie dopuścić do przemiany. Musisz uspokoić się i wyciszyc. Nie brać tego do siebie. Jasne? - mała kiwnęła głową.
- Dziś rano zabrałem twojego misia i wytaplałem w błocie.. - zaczął Jasper. - Potem zaniosłem go do kuchni i upiekłem w mikrofal i... - Nikki zaczęła się trząść. Walczyła z samą sobą. - Na koniec spaliłem. Zamienił się w popiół... Czarny, popiół. W nicość... - Dominica nie wytrzymała. Rzuciła się na Jaspera, który skutecznie ją przytrzymał, ale i tak wylądował na ziemi.
- No nie mów Jasper, że wygrywasz bitwy z nowo-narodzonymi, a przegrywasz z dwuletnim wilkiem... - to Veronica. Obserwowała nas, stojąc na balkonie.
- Co zrobić... - mruknął Jasper. - Widać, że nie wrodziła się w mamusię...
- Sugerujesz, że kiedyś z tobą przegrałam? - spytała lekko rozbawiona.
- Ja? Nie... Jakbym śmiał...  - odparł ze śmiechem.
- Przekonajmy się.. - doszedł do nas Emmett. Jas i Vera spojrzeli na niego. - Tu i teraz. Walka na ubitej ziemi. Pod moim skromnym sędziostwem i dopingiem wilczków.
- Tchórzysz? - zapytał Jasper.
- Po moim trupie... - odparła Vera i zwinnie zeskoczyła z balkonu. Wylądowała tuż przed Jasperem. - Gotowy na przegraną?
- Twoją? Jasne. - przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Stali strasznie blisko siebie. Mam sie czuć zazdrosny? Chyba przesadzam.. W końcu stanęli na przeciwko siebie. Veronica stała nie ruchomo, w lekkim rozkroku. Natomiast Jasper był opanowany i jak zwykle stał na baczność. Emmett podszedł do mnie.
- Dwa jelenie, że wygra Jas.. - powiedział cicho.
- A co ja z jeleniami zrobię? - zapytałem. - Hello.. jestem wilkiem tak? Hau hau..
- Aaaa fakt.. To.. Jak ja wygram upolujesz mi dwa jelenie, a jak ty wygrasz.. stawiam ci 2 wędzone kości. Dil?
- Dil.
- Skończyliście licytować? - zapytała zniecierpliwiona Vera. To ona wszystko słyszała?!
- Tak ViVi, zaczynajcie.. - odpowiedział przesłodzonym tonem Emmett.
- ViVi? - zapytałem.
- Nowa ksywka.. Tak bardziej.. No wiesz Mrrrrr.
- Te Mrrr a w łeb chcesz? - spytała równie słodko ViVi. I na tym rozmowa się skończyła. Veronica zaczęła podchodzić do Jaspera, a ten nie zmieniał swojej pozycji. Znów stali blisko. Vera wykonała pierwszy ruch. Chciała uderzyć Jaspera pięścią w twarz, ale ten się uchylił. Chwycił jej rękę, wygiął  i wyrzucił Veronicę w powietrze. Ta tylko zgrabnie opadła na ziemię, niczym kot. Wbiegła w Jaspera i zwinnym ruchem powaliła go na ziemię. Zaczęli się turlać...
- Przestańcie sie bawić i chodźcie do środka! - zawołała Rosalie.
- Pozostaje nie rozstrzygnięte. - uprzedził Emmett.
- Jakie nie rozstrzygnięte? - zdenerwowała się ViVi. - Kiedy Rose nam przerwała, to ja byłam na tobie, więc wygrałam... - weszliśmy do salonu.
- Później o tym porozmawiacie. - przerwał Carlisle. - Alice miała wizję.
- I co ? - zapytał Jasper, podchodząc do niej.
- Jane idzie. Jest tak jakby... zapłakana. Ktoś jest obok niej. Nie widze kto. Jest to całkowicie zamazana postać.
- Kiedy tu będzie? - zapytałem. - Jutro. Rano.

4 komentarze:

  1. Uuuuuuuuuuuuuuuu!!!
    Z tym Mrrr to mnie rozwaliłaś wiesz? Szczęśliwych Mikołajek! :D Nie ważne, że czytam to już na następny dzień. Ale szczęśliwych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. UUUUuuuuuuu mała blondi Jena zapłakana- ciekawe dlaczego??? Czyżby została zwolniona?A może sie zakochala w wilczku?? Z niecierpliwoscia czekam na kolejne nn:) Pozdrawiam i weny życze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny blog. Przeczytałam cały i jestem zachwycona! Czekam co dalej. Weny ~Alice

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyjemny rozdzial. Podobala mi sie bitwa pomiedzy Veronica a Jasper'em.
    Widze, ze Jane powraca. Ciekawe, czego teraz chce xd

    OdpowiedzUsuń