Wiecznie szczęśliwi? Chcielibyśmy...
piątek, 25 grudnia 2015
niedziela, 20 grudnia 2015
sobota, 12 grudnia 2015
Czy to już koniec?
* jest tam mała literówka, powinno być "odnalazłam"
Witajcie kochani moi! Tym oto epilogiem w dość dziwnej formie kończę historię Dominiki. Właściwie pierwszą część jej historii. Druga pojawi się.. kiedy to tam miało być?... Jak coś już napiszę. Niedługo pojawi się zwiastun drugiej części.
A i jeszcze jedno: stworzyłam zakładkę "Pytania do bohaterów", więc jeśli chcecie o coś zapytać Dominikę, Aramisa, kogokolwiek, zapraszam.
Na koniec uroczyste jedno, wielkie DZIĘKUJĘ! Dziękuję Wam Kochane moje za każdy pozostawiony tu komentarz, który wywoływał uśmiech na mojej twarzy. A więc:
~Ala W., która była tutaj od początku, dawała mi kopa za każdym razem, kiedy nie chciało mi sie pisać,
~Asia JOANNA, która również była ze mną od początku i pisała motywujące komentarze,
~Like a dark paradise, za miłe uśmiechy na koniec każdego komentarza ;)
~Dorcas Meadowes-Black, za to że pod dosłownie każdym rozdziałem były twoje motywujące słowa,
~Tempest Lady, która podobnie jak Dorcas wspierała swoją obecnością,
~Klaudia Dusia, za wizyty i tak długie komentarze,
~Wariatka z marzeniami za te "proste trzy słowa" xD
~Ąguś Horan za nasze dyskusje co do pizzy i Niall'a :D
~Ąngelika Angela za uwielbienie Emmetta xD
~Esme Anne Cullen za rozweselanie mnie każdym komentarzem :D
~Mellanie za tą wieczność :D
~Dodo Comello za tyyyyyle komplementów
~AleksandraOla za tyyle życzeń weny
~Lidia Gronek za jeszcze większe pasmo komplementów xD (chyba popadnę w samozachwyt :P)
~ Andrea Ceruleo za tą minke, którą tak bardzo lubię :D
~Martha Walasiewicz za groźby xD ;*
~Battle Scars za wszystkie serduuucha w komentarzach <33
~Czytające Chochliki za kopniaka, dzięki któremu w dwie godziny napisałam rozdział
~Dagmara Marzec za pomoc w rozsądzeniu jak dalej potoczyć tą historię
oraz pewien Anonimek.
Wam wszystkim dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że jeszcze ze mną zostaniecie. :D
Ta historia byłaby jeszcze większym dnem, gdyby nie Wasze komentarze. Patrząc z tej rocznej perspektywy czasu połowę opowiadania napisałabym inaczej. Dlatego też druga część będzie inna, o wiele bardziej inna. Także... Do zobaczenia ! :*
<33333
niedziela, 6 grudnia 2015
Rozdział 48 "Wyjdź"
Polecam włączyć too: KLIK :D
Kiedy go zobaczyłam... Uznałam, że jest niezły. Doskonale to pamiętam. Z początku byłam dla niego niezbyt miła, obojętna. Liczył się tylko Aramis, który podle mnie oszukał. A Renesmee... myślałam, że już będzie dobrze. Myliłam się. Wszystko się zmieniło, otaczali mnie ludzie, karmiący mnie kłamstwem. Czym sobie na to zasłużyłam? Nie mam pojęcia...
Kiedy go zobaczyłam... Uznałam, że jest niezły. Doskonale to pamiętam. Z początku byłam dla niego niezbyt miła, obojętna. Liczył się tylko Aramis, który podle mnie oszukał. A Renesmee... myślałam, że już będzie dobrze. Myliłam się. Wszystko się zmieniło, otaczali mnie ludzie, karmiący mnie kłamstwem. Czym sobie na to zasłużyłam? Nie mam pojęcia...
Natomiast Zayn... Wpierw pewna niechęć...
Później koleżeństwo...
Przyjaźń...
Braterstwo?
Miłość.
Już nie boje się tego słowa.
Boję się jednego, jedynego słowa... "Odejdź"
To właśnie słowo usłyszałam, gdy dotarłam do stolicy Idrisu.
Znalazłam go, siedział w pokoju z nosem w książce.
"Hej"
"Co tu robisz?" jego brązowe oczy na chwilę zalśniły.
" To było kłamstwem. Renesmee nas okłamała. Możemy być razem"
Z moich oczu leciały łzy, łzy szczęścia...
Ostatnie łzy szczęścia, które wylałam...
"Odejdź"
Gdy to wypowiedział, mój świat się zatrzymał.
Stałam tam i wpatrywałam się w Zayn'a, którego niegdyś znałam...
To już nie był ten sam człowiek...
Ten traktował mnie zimno.
"Czemu?"
"Nie chce cię. Odejdź"
Łzy szczęścia zamieniły się w łzy rozpaczy...
"Wyjdź"
Powiedział to... tak po prostu. Bez wyjaśnienia. Bez tłumaczeń, z zimną krwią.
" Po co to było?"
"Nudziło mi się. A teraz wyjdź. I zamknij drzwi."
"Jesteś nikim."
"Nikim"
"Nikim... Zayn"
Zniszczył mnie, moje życie, moje serce. Zabrał mi jego część i już nigdy nie odda. Choćby chciał..
A ja...
Tak bardzo chcę zapomnieć o Nim.
Moich czterech braci nigdy nie zapomnę, nie chcę, kocham ich.
A do Niego...
Pozostała już tylko nienawiść.
Do tego jestem zdolna.
Nienawidzić, to takie proste uczucie.
Bawił się mną. Jak zabawką. Tym dla niego byłam.
Niech cierpi, cierpi jak ja.
Cierp Zayn!
niedziela, 29 listopada 2015
Rozdział 47 "Nie mam litości dla wampirzyc"
Zapłakana wbiegłam do salonu. Napotkałam pytające spojrzenie mamy. Podeszła i mocno mnie przytuliła. Szybko opowiedziałam jej, co się stało.
- Zbieraj się. - nakazała. - Jasper pojedzie z tobą. Ja nie mogę, tata niech lepiej nie jedzie.
- Co? - podniosłam na nią zaczerwienione oczy.
- Nie możesz tak tego wszystkiego zostawić. Zdobądź ich adres. Dowiedz się, gdzie są.
- Jak to..?
- Jeśli to on jest twoją prawdziwą miłością, nie wolno ci zaprzepaścić szansy, by go odzyskać. Za dużo przeszłaś, kochanie. - pocałowała mnie w czoło i lekko popchnęła w stronę schodów. Otarłam słone krople i wbiegłam do swojego pokoju. Wrzuciłam w torbę najpotrzebniejsze rzeczy i po chwili byłam znów na dole. Wujek Jasper stał i żegnał się z ciocią Alice.
- Uważajcie na siebie. - uśmiechnęła się do wujka.
- Wrócimy niedługo. - zapewnił i namiętnie pocałował ciocię. Uśmiechnęłam się, widząc ich szczęśliwych. Zakochanych po uszy. Poczułam, jak ktoś kładzie mi ręce na ramionach.
- Uważaj na siebie. I wróć szczęśliwa... A tatą się nie martw. Jakoś to załatwię.
***
- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytał wujek, wskazując gmach Instytutu. - Jakoś muszę ich znaleźć. - wzruszyłam ramionami. - Nie wolno im mówić, jak się dostać do Idrisu, a przypuszczam że właśnie tam są.
- Co to Idris?
- Ojczyzna Nocnych Łowców. - odetchnęłam i pchnęłam wielkie drzwi. Ta sama cisza. Te same ściany. Niegdyś tętniły życiem. A teraz? Od razu skierowałam się do biblioteki. Gorączkowo przeglądać przestarzały kufer z mapami. Jednak na żadnej z nich nie było tego, czego potrzebowałam. Zdenerwowana rzuciłam kolejnym zwojem za siebie. Wyciągnęłam wszystkie książki z regału "Idris". Nigdzie nie było mapy. Te księgi również wylądowały za mną.
- Hej! - najwyraźniej jedna z nich uderzyła w wujka Jaspera.
- Nie mam czasu! - warknęłam.
- Spójrz na to. - poprosił. Westchnęłam, ale odwróciłam się. Szybko wstałam. Przede mną stał chłopak, na oko w tym samym wieku, co Zayn. Na ciele miał pełno Znaków. Za nim świeciła wielka, jasna, błękitna kula. Za pewne brama.
- Wampiry. - powiedział swoim niezwykle aksamitnym głosem. Nim się obejrzałam trzymał w dłoniach miecz. Wujek Jasper zasyczał i stanął przede mną. - Nie mam litości dla wampirzyc. - wujek bez słowa rzucił sie na chłopaka.
- Stójcie!!! - zawołałam, stając między nimi. Spodziewałam się, że oberwę mieczem i będzie po mnie. Jednak nie poczułam bólu, ani zapachu swojej własnej krwi. Zamiast tego szczęk krzyżowanych mieczy. Otworzyłam oczy, które szybciej mimowolnie zamknęłam. Ujrzałam kolejną złotą czupryne. Gdy Ktosiek się odwrócił ujrzałam lazurowe tęczówki.
- Niall! - krzyknęłam i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Chłopak rzucił miecz i odwzajemnił uścisk. - Nareszcie... - wyszeptałam. Mogłam trwać w tych ramionach bez końca. Mój brat, moje szczęście, moja bratnia dusza...
- Ekhm... - przerwał nam drugi Nocny Łowca. - Będziesz łaskawy mi coś wyjaśnić? - skrzyżował ręce na piersi.
- To jest Dominica. Dominica i Jasper, to jest Jace. Mój kuzyn.
- Który próbował nas zabić. - dopowiedział wujek Jasper.
- A co ty byś zrobił na moim miejscu, widząc w Instytucie dwa wampiry?
- Porozmawiałbym. - rzucił Whitlock.
- Starczy. - przerwałam im. - Niall, muszę porozmawiać z Zayn'em. Koniecznie.
- Y... - zająknął się Irlandczyk. - Widzisz, to nie będzie takie proste. Właściwie to prawieże niemożliwe. - spojrzał na Jace'a. Ten tylko przecząco pokręcił głową.
- Niall, proszę. - spojrzałam na niego błagalnie. - Ta przepowiednia okazała się bzdurą. Kłamstwem Renesmee. Wiesz, co to znaczy? Ja i Zayn możemy być szczęśliwi. Nic już nie stoi nam na przeszkodzie. - z każdym słowem mój uśmiech się powiększał. Powoli sama zdałam sobie sprawę z tego, co mówię. W końcu będziemy razem, szczęśliwi.
- Ja... - Niall westchnął. - Wszystko rozumiem, naprawdę, ale jeśli Jace nie... Nie mogę was zabrać do Idrisu. Miasto, w którym przebywa Zayn, w którym aktualnie mieszkamy, jest pilnie strzeżone. Jeśli cię tam zabiorę, mogą uruchomić się zaklęcia ochronne. Mogą cię złapać i...
- I zabić. - dokończył Jace.
- Musi być jakiś sposób. - złapałam Niall'a za ramiona. - Ja go kocham. - szepnęłam, patrząc mu w oczy. Niall przymknął powieki i głośno wypuścił powietrze. Odwrócił się w stronę swojego kuzyna.
- Jace, proszę. Potrzebuje twojej pomocy.
- Oszalałeś?! - warknął Jace. - Jeśli ktoś nas złapie, wtrącą nas do lochu!
- Znasz Zayn'a, widzisz jak się zachowuje, a ta... ta dziewczyna może dać mu szczęście. - powiedział, wskazując na mnie.
- Jeżeli to się nie uda...
- Ja go kocham! - krzyknęłam na kuzyna Horan'a. - Nigdy nie kochałeś?!
- Zgoda. - powiedział w końcu. Na mojej i Niall'a twarzy zagościł szeroki uśmiech. Byłam tak szczęśliwa, że podbiegłam do Jace'a i go uściskałam. Gdy go puściłam był nieco zdezorientowany, ale po chwili uśmiechnął się lekko. - Ale nie możemy zabrać was dwóch.
- Z tym nie ma problemu. - zapewniłam, nie patrząc na wujka. - Tylko ja idę, jadę, cokolwiek.
- Lecisz. - mrugnął Jace.
- Zwariowałaś? - wujek stanął przede mną. - Twoja matka mnie zabije, jeżeli stawię się w domu bez ciebie. A o ojcu to już nie wspomnę. Wypatroszy mnie i powiesi moje zwłoki sikorkom na pożarcie.
- Oj, nie przesadzaj. Nie będzie tak źle.
- Nie żartuje.
- To poczekaj tutaj. - uśmiechnęłam się.
- A jak coś ci się stanie?
- Załatwimy jej godny pogrzeb. - wtrącił Jace. Niall zdzielił go po głowie.
- Zaufaj mi. - poprosiłam.
- Zajmę się nią. - obiecał Niall, podchodząc bliżej mnie.
- Uważaj na siebie. - mocno przytuliłam się do wujka, po czym wraz z Niall'em i Jace'm stanęłam przed Bramą.
- Załóż to. - Jace zdjął z siebie płaszcz i nałożył go na mnie. Naciągnął mi także kaptur. - Do nikogo się nie odzywaj, nie patrz nikomu w oczy. I... Niall, musimy obryzgać ją krwią. Inaczej Psy Łowieckie wyczują, że coś z nią nie tak.
- To nie będzie potrzebne. - uśmiechnęłam się zwycięsko. - Jestem pół wilkiem, więc płynie we mnie krew.
- No proszę. - Jace pokiwał głową. - a myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. A... - chłopak sięgnął po jeden ze swoich.. trzech, czterech.. sześciu mieczy i wręczył mi ten średniej długości. Wyciągnęłam po niego dłoń. - Nie! - krzyknął. - Oparzy cię. Pod żadnym pozorem go nie dotykaj. To Anielska stal. Unieś płaszcz. - Chłopak przewiązał mi miecz cieniutkim sznurkiem. - No. I pamiętaj. Żadnego kontaktu wzrokowego. - zastrzegł. - Jak nas wydasz... To będzie źle... - pokiwałam głową i wzięłam głęboki oddech.
- Idę do ciebie, Zayn... - szepnęłam i trzymając Jace'a i Niall'a za rękę wkroczyłam w błękitną kulę.
piątek, 20 listopada 2015
Rozdział 46 " Zełgałaś..."
Przez kilka ostatnich dni nie rozmawiałam ani z Aramisem, ani z Zayn'em. W moim życiu nastała taka niezręczna cisza. A ja stoję w jednym małym, ciasnym punkcie i nie mam pojęcia co zrobić. Miałam wybrać. I próbowałam to zrobić na wszelkie możliwe sposoby. Wypisałam na jednej kartce zalety i wady Aramisa, a na drugiej zalety i wady Zayna. Próbowałam wybrać tego, który ma ze mną więcej wspólnego. I co się okazuje? Wszyscy mamy tyle samo wspólnego. Potem wpadłam na pomysł, żeby wypisać ich imiona na kartce. Tego, którego wylosuje, uznam za bliższego sobie. Niedorzeczne, prawda? Losować miłość. Mimo wszystko los czasami nie pozostawia nam wyboru. Najlepsze jest to, że gdy wyciągnęłam karteczkę, okazało się że obie są ze sobą sklejone. Czyli co? Trójkącik? Taa... Ja i moje żałosne poczucie humoru. Umarłego bym z grobu wyrwała.
- Wszystkiego Najlepszego! - podniosłam głowę znad pamiętnika i widząc całą rodzinę w komplecie, zamknęłam go i wcisnęłam pod poduszkę.
- I tak sprawdzę. - mrugnął do mnie wujek Emmett.
- Z jakiej to okazji? - wskazałam na tort, ignorując uwagę o moim tajemnym zeszycie.
- Nie załamuj mnie. - poprosił wujek Edward.
- Masz dziś urodziny skarbie! - zawołała mama. A... No tak... Coś się faktycznie obiło o uszy. Powoli zesunęłam się z łóżka, oczywiście zrzucając przy tym długopis. Przygryzłam wargę, nie wiedząc co robić.
- Dziękuję? - zapytałam w końcu.
- To będzie dobre słowo. - przyznał wujek Emmett.
- Ems! - skarciła go mama.
- Naprawdę dziękuje, że pamiętaliście, że jesteście. - wysiliłam się na szczerszy uśmiech. - Kocham was! - zaczęłam przytulać się do każdego po kolei. Kogoś mi tu brakowało. Nie chodziło mi tylko o Zayn'a. Nie było tu też Aramisa, w sumie po ostatnim, to nie ma się co dziwić, ale myślałam, że się zjawi. Renesmee. To jej tu nie ma. Nie ma jej. Wujek Edward jakby wyczuł... co ja bredzę... przecież słyszał moje myśli. Gdy do niego podeszłam wręczył mi kartkę. Zgniotłam ją i włożyłam do kieszeni spodni.
- Idziemy jeść! - zarządził wujek Emmett.
- Tobie to i tak nie smakuje. - przypomniałam mu.
- Nie psuj mi chwili!
***
Po wysłuchaniu narzekań wujka Emmetta na to, że nie czuje wybitnego smaku tego bezowego tortu, wsłuchaniu się w prognozę pogody, czterogodzinnym graniu w PlayStation, wreszcie mogłam się wyrwać. I przeczytać kartkę od Ness.
Kochana przepraszam, że mnie dziś nie ma, ale mam pewne sprawy do załatwienia. Z Lucasem, więc sama rozumiesz. Wpadne jutro. Wszystkiego Najlepszego!
Z Lucasem. Pewnie się z nim pokłóciła. Najwyższy czas po prawie dwóch latach słodzenia sobie wzajemnie. Dalej nie wiem, co ona w nim widzi. I pewnie nigdy się nie dowiem. Mimo wszystko, jeśli Ness się z nim pokłóciła, to pewnie mnie potrzebuje. A ja nie mogę jej zawieźć. Nie mogę. Rzuciłam kartkę i wyskoczyłam przez balkon wprost na samochód wujka Emmetta. Miejmy nadzieje, że nie dowie się, kto zarysował jego "dziecko". W sumie, to taka minimalna, nic nie znaczącą ryska. Pobiegłam do domu Rudej i już po chwili stałam przed jej oknem. Usłyszałam podniesione głosy, więc schowałam się tak, by nie było mnie widać.
-... powinnaś jej o tym powiedzieć! - pewności nie miałam, ale wydawało mi się, że to głos Lucasa.
- Zgodzę się z Lusterkiem. - albo miałam jakieś omamy, albo był to Aramis. Tylko co on by tam robił? Zjednoczył się z Lucasem przeciw mojej kuzynce? To ci dopiero absurd. Usiadłam wygodniej na trawie. Byli tak zaabsorbowani swoimi krzykami, że nie zwracali uwagi na mój oddech. I dobrze. Miałam tą małą przewagę.
- Nie rozumiecie, że się o nią troszczę?! - Renesmee uniosła głos. Założę się, że jej twarz nabrała tej samej barwy, co włosy. - To wszystko dla niej!
- Nessie, wszystko rozumiem, ale... Kochanie, pozwól jej wybierać. Ma do tego prawo.
- A ty? - Ness znów zaczęła. To wszystko staje się coraz to bardziej interesujące. - A ty Aramis? Chcesz, żeby cię odrzuciła?
- Ona chce być szczęśliwa, k... kocha go i... Nic na to nie poradzi. Chciałaby przestać, ale nie potrafi. Skoro wybiera jego, ja chce być tylko jej przyjacielem.
- Wizja. - przypomniała Ness.
- Przestań pieprzyć! - warknął Aramis. - I ty wiesz, i ja wiem, że żadnej wizji nie było. Zełgałaś to.. - wytrzeszczyłam szeroko oczy. Jeśli to prawda i Ness wymyśliła tą wizję... To oznacza, że ja mam wybór. Mogę kochać bez ograniczeń... Ale ona.... To co ona zrobiła... Moja własna kuzynka. Perfidnie zełgała. Chciała ustawić moje życie. Bezczelnie nim dyrygować i udawać przy tym wielką przyjaciółkę. Czy ona ma serce?!
- Czy ty masz serce?! - gwałtownie wstałam, ukazując się w oknie. Spotkałam ich przerażone spojrzenia. Wszyscy wiedzieli i wszyscy mnie okłamywali. Nikt nie powiedział mi prawdy. Zmuszali do cierpień i mnie i Zayn'a. Tak bez powodu. Czym sobie na to zasłużyliśmy? - Jak tak mogłaś?! On stracił siostrę! Rodziców! Rodzinę! Mógł zaznać prawdziwej miłości! Ja mogłam mu ją dać! A ty przez swoje głupie ego, spowodowałaś cierpienie tylu osób! Jesteś podłą egoistką Renesmee! - wykrzyczałam i zalana łzami pobiegłam do domu.
poniedziałek, 9 listopada 2015
Rozdział 45 "Letson!"
Przez ostatnie dni byłam bardzo niespokojna. Zayn nie odzywał się do mnie. Gdy kontaktowałam się z Liamem, ten tylko mnie uspokajał i coś tam wymyślał, że Zayn zgubił telefon. Natomiast, gdy prosiłam Zayn'a do telefonu zawsze nie było go na miejscu. Zbieg okoliczności? Nie sądzę. On najwyraźniej mnie unikał, ale nikt nie wiedział czemu. Przecież nic nie zrobiłam. Może w tym problem? Że przez ten cały czas nic nie robiłam. Obiecaliśmy sobie, że wszystko będzie jak dawniej, a tymczasem odcięliśmy sie od siebie. Wszystko uległo zmianie. Głośny trzask drzwi wyrwał mnie z zamyśleń. Aramis stanął przede mną, trzymając Lettie na rękach. Rośnie zaskakująco szybko, nawet szybciej niż ja. Ma 2 tygodnie, a wygląda na roczek.
- Cześć, moja słodyczko. - uśmiechnęłam się.
- Schlebiasz mi, ale Lettie też tu jest. - wyszczerzył się wampir.
- Ha, ha. - rzuciłam z ironią i wzięłam małą na kolana. - Ależ moja księżniczka ślicznie wygląda. - przeczesałam dłonią po kruczoczarnych włosach Nicolette.
- No wiesz... - chłopak oburzył się. - Jak już to książę i tak. Ślicznie wyglądam.
- Głupek. - pokręciłam głową.
- A tak poważnie... - przysiadł obok mnie. - Zayn się odezwał?
- Nie. - westchnęłam. - Chociaż Liam mówi, że u niego dobrze, jest zajęty i przeprasza, ale nie może podejść. Ciągle ta sama gadka. Auć! - zawołałam, gdy Lettie pociągnęła mnie za włosy. - Letson! - wyplątałam z rączki małej swoje ciemne włosy.
- I co zamierzasz zrobić?
- A mam wybór? - zmarszczyłam brwi. - Nie mam zielonego pojęcia, gdzie są. Zayn nie ma zamiaru sie odzywać, Liam nic mi nie wypapla... No jasne! - wpadłam na genialny pomysł i wybiegłam razem z Lettie na korytarz. Natknęłam się na wujka Jaspera.
- Wućek Jaćpel... - roześmiała się Nicolette.
- Masz wućek Jaćpel. - przekazałam mu małą. - Letson jest twój, a ja musze coś załatwić. - zniknęłam za drzwiami swojego pokoju.
- Chodź Lettie. Wućek zaprowadzi cię do cioci. - usłyszałam głos złotowłosego. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam telefon.
- Poznam ten pomysł? - zapytał Aramis.
- Co? A... Zaraz. Niall, Niall... - zaczęłam szeptać sama do siebie. - Niallerku, gdzie jesteś? - gorączkowo przeglądałam kontakty w telefonie. - Bingo! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam numer blondyna. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - po drugiej stronie odezwał się Niall. Taki trochę zaspany Niall. Możliwe też, że jest po prostu napity. Jedno nie wykluczało drugiego.
- Cześć Nialler. Słuchaj mam problem. Zayn obiecał, że zadzwoni, ale chyba zapomniał. Musze na niego troszkę nawrzeszczeć. Dasz mi go do telefonu? - zapytałam z nadzieją.
- Ja... Słabo cię słyszę... - Horan zaczął gnieść kartkę.
- Horan wiem, że zgniatasz papier. - mruknęłam zrezygnowana. - Będziesz łaskawy dać mi tego pingwina do telefonu czy nie?!
- Mam być szczery? - zaprzestał męczenia kartki papieru.
- Poproszę.
- Nie wiem gdzie on jest.
- To idź go poszukaj! - byłam coraz to bardziej zdenerwowana.
- Nie o to chodzi. - blondyn zawahał się. - Żaden z nas nie wie, gdzie on jest.
- Jaśniej?
- Zayn zaginął.
- Że co?! - wydarłam się do słuchawki.
- Szukamy go od 2 tygodni... - dwa tygodnie. Przecież Zayn od dwóch tygodni mi nie odpowiada. A Liam zamiast powiedzieć, co się dzieje, spławia mnie.
- Gdzie jesteście? - serce zaczęło mi mocniej bić.
- Wiesz, że nie mogę... - wyszeptał.
- Niall proszę cie! - zawołałam. - Ja go kocham! Pamiętasz?! Musze wiedzieć, co się z nim dzieje.
- Dobra, wyluzuj. - zaśmiał się. - Jest obok mnie.
- Ty... Ty... [CENZURA].
- Skończyłaś? - zapytał niepewnie Niall.
- Tak idioto. Dawaj Zayn'a.
- Cześć? - momentalnie serce mi stanęło. Tak długo nie słyszałam tego głosu. Tak pięknego, szczerego, kojącego, uspokajającego.
- Ty... - przełknęłam ślinę. - Totalny kretynie jeden! Jedyne, na co cię stać po takim czasie to jakieś durne "Cześć,"?!
- Oj, wybacz Niki. Miałem dużo na głowie.
- Dużo na głowie?! Moja matka umierała, a facet, którego kocham, zamiast mnie wesprzeć ganiał za potworami! Faktycznie. Biedaku ty! Cierpisz na brak czasu! Co za nie fart! Jak to zniosłeś?! Został ci trwały uszczerbek na zdrowiu?! Jak ja ci współczuje!
- Nawet nie wiesz, co się tu działo. Nie reaguj tak.
- A jak mam twoim zdaniem reagować?! Po tym wszystkim co razem przeszliśmy, nie zasługuje nawet na nędzne informacje, gdzie jesteś?! To tyle dla ciebie znaczę?!
- Przestań! - teraz to on krzyknął. - Nie ma cie tu, nie wiesz, co przeżywam, jak sie czuje! Nie masz prawa mnie osądzać!
- Ty tępa pało! Nie rozumiesz, że sie o ciebie martwię?! Ja tu od zmysłów odchodzę, bo się o ciebie martwię, a ty mi z takimi tekstami wyjeżdżasz!
- Możesz przestać się na mnie drzeć?! - ryknął.
- Nie!!!
- Zayn wyluzuj. - usłyszałam cichy głos Liam'a.
- Nie wyluzuje! - warknął Mulat. - Jak długo jeszcze mam ci dziewczyno powtarzać, że popadam w paranoje, bo cie tu nie ma?! Nie mogę cię przytulić, pocałować, nazwać cię księżniczką, dotknąć twoich gęstych loków, spojrzeć w żarzące sie błękitne tęczówki, poczuć słodkiego smaku twoich ust! Nic nie mogę! Dlatego tak długo cię unikałem! Bałem się, że gdy zadzwonisz powiesz mi coś w stylu " Zayn fajnie było, ale wole Aramisa. Jestesmy tacy sami. Kochamy sie. Nie dzwon, tak będzie lepiej." Nie spałem, bo bałem sie usłyszeć te kilka zdań. Bałem sie, że gdy i ty mnie odtrącisz, zostanę juz całkiem sam. - po tych słowach wmurowało mnie w podłogę. - Nigdy nie chciałem cie zranić. Nigdy. Cześć Niki. - otworzyłam szeroko oczy. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale w moim gardle zawitała wielka gula. Usłyszałam tylko charakterystyczny dźwięk, mówiący o zakończeniu połączenia. Schowałam telefon do kieszeni. Spojrzałam na Aramisa. Wszystko słyszał, o wszystkim wiedział. Słyszał jak mówiłam, że kocham Zayn'a. On już wszystko zrozumiał. Tylko, czy to zaakceptuje?
- Aramis, ja...
- Nie. - chłopak wstał i wyszedł. Tymczasem ja, pogrążona we własnych, bezsensownych rozmyślaniach położyłam się. Zdałam sobie sprawę, że teraz jest czas na podjęcie decyzji. Nie mogę ciągle dreptać między Aramis'em i Zayn'em. Albo postaram się w jakiś sposób przedłużyć wypełnienie sie przepowiedni, albo poddam się bez walki, skazując osobę, którą kocham na nieszczęście. Decyzja należy do mnie. Albo złamie serce jednemu, pozostawię go samemu sobie, albo złamie serce drugiemu i skażę jego dusze na wieczną tułaczkę, w ciągu której nie zazna chodź cienia prawdziwej miłości
Subskrybuj:
Posty (Atom)