środa, 30 września 2015
Rozdział 41 "Chcę..."
Już 3 godzinę siedzę w swoim pokoju i nie mam zielonego pojecia, co ze sobą zrobić. Od 3 godzin mam też siostrę, albo brata. To totalnie egoistyczne z mojej strony, ale mam to gdzieś. Każdy normalny na moim miejscu na pewno by się cieszył. Problem w tym, że ja nie jestem normalna. Wróćmy do faktów. Moja mama urodziła i leży w pokoju, węgląc się, a nikt nie może nic z tym zrobić. Skoro oni nie wiedzą co robić, skąd ja mam?! Mam 16 lat! No w sumie to 3, ale według rozwoju to 16. I co każda 16 - latka by zrobiła? Co by zrobiła, gdyby zmuszona była siedzieć w pokoju, podczas gdy jej matka umiera obok po raz drugi? Naprawdę muszę ją stracić? Naprawdę? Czym sobie na to zasłużyłam? Co zrobiłam źle? Powoli wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zeszłam na dół. Taty nigdzie nie było. Pewnie siedzi przy mamie. Tak bardzo ją kocha i musi ją stracić...
W salonie siedziała ciocia Rose. Z zawiniątkiem w rękach. Powoli podeszłam bliżej. W żółtym kocyku leżała dziewczynka. Miała czarne i gęste jak na niemowlaka włosy i brązowe oczy. Takie jak mamy. Był w nich ten sam błysk. Jednak przez chwile poczułam gniew? Gniew, że to małe stworzenie wyssało życie z mojej matki. Wiem, że to całkiem bezsensowne. Na szczęście zniknęło tak samo szybko, jak sie pojawiło.
- Chcesz ją na ręce? - ciocia Rose odwróciła się do mnie. Na jej twarzy widniał uśmiech. Lecz nie taki jak zwykle. Był smutny.
- Nie. - pokręciłam głową. Chciałam wyjść, ale po chwili usiadłam obok blondynki. - Jak ma na imię? - wskazałam na zawiniątko.
- Lettie.
- Lettie? - zmarszczyłam brwi.
- Nicolette.
- Oh. - kiwnęłam głową. - No tak. - powinnam była się domyślić. Mama nie raz opowiadała mi, że wahała się jak mnie nazwać. Dominica, czy Nicolette. Wygrała Dominica. Ciekawa jestem co by było, gdyby Lettie była chłopakiem. Nathaniel? Nicolas?
- Wiesz, że nie pozbyłaś się natręta? - zapytała po chwili ciocia.
- Co? - spojrzałam na nią.
- Ten tam...
- Tak? - uniosłam brew.
- No jak mu tam?
- Ale komu?
- Temu wampirowi.
- Aramis? - zapytałam znudzona.
- O właśnie. Siedzi przed domem i chyba nie ma zamiaru się ruszyć. - westchnęłam.
- Powinnam do niego pójść? - modliłam się, żeby ciocia powiedziała, że nie. Oczywiście wszyscy wiemy co powiedziała.
- Zdecydowanie. - kiwnęła głową. - Prawda Lettie? Prawda skarbie nasz mały? Tak? - pokręciłam głową i ruszyłam przed dom. Ciocia miała racje. Siedział zadowolony na schodach i... Chociaż nie. Zadowolony to on nie był. Wydawał się troszkę jakby zmartwiony.
- I jak? - szybko wstał i podszedł do mnie. Odruchowo cofnęłam się.
- Nie potrafię ci na to odpowiedzieć. - wzruszyłam ramionami. Cały czas wpatrywałam się w swoje wytarte trampki. Nagle zawiał wiatr. Objęłam się obiema rękami. Po chwili poczułam lodowatą dłoń na swojej. Spodziewałam się, że odruchowo ją strząsnę. Jednak zamiast tego powoli podniosłam wzrok. Pragnęłam z całego serca utonąć w brązowych oczach... Czekoladową otchłań zastąpiło złoto. Kiedyś równie mi bliskie. Cofnęłam się i już nie czułam na sobie lodowatej dłoni.
- Nie powinieneś był tu przychodzić. - powiedziałam cicho.
- Chcę ci pomóc. - zaczął powoli. - Chcę być...
- Przestań!
- Daj mi dokończyć! Chce być blisko ciebie, chcę żebyś wiedziała, że masz we mnie oparcie, że zawsze ci pomogę... I nie chce nic w zamian. Nie oczekuje teraz, że wpadniesz mi w ramiona i będziemy parą. Wiem, że to niemożliwe. Tylko pozwól mi być blisko...
- Wiesz, że ile razy rozmawiam z tobą przypomina mi się rozmowa w czasie wesela i ... I pocałunek? - zapytałam.
- Ja..
- Teraz ty pozwól mi skończyć. Potraktowałam to jako wyznanie uczuć. Tuż po tym mówisz mi, że zjadłbyś człowieka. Kogoś, kim w połowie jestem. Czy twoim zdaniem wszystko tu gra? I... Tak, wiem. Już nie zabijasz. Ale mimo wszystko daj mi czas.
- Czyli? - zbliżył sie do mnie. - Dasz mi szanse? Zaczniemy od nowa?!
- Jak słusznie zauważyłeś parą nie będziemy. Przyjaciółmi tez od razu sie nie staniemy. Daj mi to przemyśleć, a może zaczniemy od dobrych znajomych.
- Tylko?
- Przepraszam. - wzruszyłam ramionami. - Nie mogę dać ci niczego więcej. Ale też nie zatrzymuje cie tu. To twoja decyzja. Zostań lub odejdź.
- Zostaję. - odpowiedział bez namysłu. - Choćbym miał na ciebie wieczność czekać, poczekam. - obiecał. - Poczekam. - uśmiechnął się. Z trudem odwzajemniłam uśmiech. Już wtedy bałam się, że będę żałować tego, co powiedziałam.
- Renesmee cie sprowadziła? - zapytałam.
- Masz niezastąpioną kuzynkę. - Zawiał jeszcze mocniejszy wiatr, a niebo momentalnie zasłoniły ciemne chmury. - Co to u licha.. - ja wiedziałam. Doskonale wiedziała co, raczej kto wywołał taką pogodę.
- Mama. - szepnęłam i pobiegłam na górę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony super napisane i w ogóle.
Z drugiej ciężko mi to skomentować mam mentlik w głowie.
Jednak jest epicko :)
Rozdział super, tylko trochę krótki. I jak można było zakończyć w takim momencie?! Pisz szybko dalej. Weny życzę ~Dorcas
OdpowiedzUsuńKurde, nigdy nie komentowalam nie wiem jak zacząć.
OdpowiedzUsuńJakie czas temu natrafilam na twojego bloga i teraz jestem od niego UZALEŻNIONA. Szybko wszystko nadrobilam i teraz z z nie cierpliwie niem czekam na kolejny, i kolejny i kolejny.
A co do fabuły fajnie by było gdyby Niki i Amaris byli razem. I gdyby 1D wróciło. Wtedy Nimi więcej czasu spędzała by z nimi, i Amaris byłby zazdrosny.
A co do Veronici...
JAK JĄ ZABIJESZ, JA ZABIJE CIEBIE.
A tak w ogóle super pomysł i od teraz będę komentować regularnie.
~Martha
I teraz widzę, że przekrecilam trochę imię. Wybacz ARamis. 😘
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńBardzo się cieszę :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO matko!
OdpowiedzUsuńSzczerze... to chyba nie chcę żeby byli parą.. no on mnie jakoś odpycha.. no nie wiem :D W sumie nie wiem co powiedzieć (w pozytywny sposób) końcówka była świetna, nie możesz zabić jej mamy, no nie możesz! :c Czekam na następny:)
~AleksandraOla
http://james-i-lily-nasza-bajka.blogspot.com/